– Kto to jest, ta kobieta? – spytał, zauważywszy przyczynę prawdziwego huraganu wiwatów i oklasków. Przyzwyczaił się już do entuzjazmu witającego pojawienie się któregokolwiek z królewskich gości, lecz w towarzystwie, wkraczającym do loży na Haymarket, nie dostrzegł nikogo z delegacji pruskiej, rosyjskiej ani austriackiej.

Gus roześmiał się.

– To, mój przyjacielu, jest twoja księżna Walii.

– Ta? – osłupiały Tony spojrzał jeszcze raz na niechlujną, wymalowaną kobietę, bez gustu wystrojoną w diamenty i czarną perukę, przyjmującą właśnie w swojej loży wiwaty widowni. – Za długo mnie tu nie było. – Potrząsnął głową. Choć księżna Karolina była na dworze osobą niepożądaną, nie była przecież taką śmieszną figurą.

– Powinieneś więcej uwagi zwracać na plotki. Im bardziej ona irytuje księcia, tym bardziej motłoch ją kocha. Spójrz na cara – Gus, patrząc na imperatora Rosji, witającego księżnę, wydał z siebie dźwięk pełen obrzydzenia. – Mówią, że Lieven zmuszony był zagrozić odejściem, żeby powstrzymać Aleksandra przed wizytą u niej. Jakież to dziecinne! Aleksander może źle myśleć o waszym regencie, lecz wiele mógłby się nauczyć, biorąc za przykład łaskawość księcia. Tak, on sobie z tym całkiem dobrze radzi – dodał, kiedy książę regent również wstał i ukłonił się widowni, przyjmując oklaski jako skierowane do siebie.

Jednakże Tony zaniechał obserwacji oddalonej żony swego monarchy i skierował lornetkę na lożę trochę w prawo od księżny.

Po chwili Gus zapytał:

– Ona tam jest?

– Tak, z Castlereaghami – odpowiedział Tony.

– Naprawdę? – powiedział zdziwiony Gus. – Więc w końcu przestała się ukrywać?

– Letty? Nie, przepraszam, źle cię zrozumiałem. Nie lady Meriton, ale panna Meriton.

Jakie to dziwne! Dlaczego natychmiast nie pomyślał o Letty? To pewnie dlatego, że tyle myślał o jutrzejszym spotkaniu i o tym, co mógłby powiedzieć Emily.

– Wygląda na… strapioną.

– Naprawdę? – Gus spojrzał i wzruszył ramionami. – Nie widzę tego. To prawda, lord Castlereagh dał wszystkim jasno do zrozumienia, że księżnie się nie kłania. To Castlereagh, ten za nią.

– Nie sądzę, żeby pannę Meriton tak bardzo obchodziło zachowanie cara. Nie, myślę, że martwi się czymś innym. – Tony jeszcze raz spojrzał przez lornetkę. Tak, uśmiechała się do kogoś z sąsiadów, ktoś coś do niej szeptał, lecz jej myśli najwyraźniej błądziły gdzieś indziej.

– Może namyśla się nad jutrzejszym waszym spotkaniem.

Czyżby? Tony z jakiegoś powodu w to wątpił. Panna Meriton wcześniej tego dnia nie wydawała się przed nim wzdragać – chyba że usłyszała od kogoś coś, co kazało jej przestać mu ufać.

– Może. – Tony wzruszył ramionami i starał się, by jego głos brzmiał zwyczajnie, Zbyt ważne stało się dla niego zachowanie poparcia panny Meriton. – Myślę, że dowiem się jutro.

Entuzjazm, z jakim powitano pojawienie się księżny, wreszcie wygasł i rozpoczął się drugi akt, lecz Tony nie był w stanie zwracać większej uwagi na sentymentalne pienia tenora. Wcześniej tego dnia padło w rozmowie pewne zdanie, którego nie mógł wymazać z pamięci.

Gus, kiedy rozpytywałeś o pannę Meriton, czy ktoś wspominał o jej związku z moim kuzynem?

– Nie, dlaczego? Wierzę, że jest bliskim przyjacielem jej rodziny. Wiesz, że to sąsiad Brownlee'ów – Gus spojrzał na niego z zakłopotaniem, po czym na jego twarzy ukazał się spokojny wyraz zrozumienia. – Och, myślisz o tym, że ona się raczej poufale o nim wyraża, ale w twojej obecności nie umie nazwać tego chłopca lordem Palinem. Sądzę, że to urocza delikatność.

Tony potrząsnął głową.

– Nie, idzie jej to zbyt łatwo, zbyt płynnie. Jakby przywykła nazywać go po imieniu.

– Nie sądzę, by to miało jakieś znaczenie. Ona ma wielu przyjaciół, a poza tym nie jest taką formalistką. – Gus zmarszczył czoło. – Ten chłopak jest tu gdzieś. Widziałeś ich razem?

– Nie, i to też jest dziwne. Dlaczego nie przywitał się z osobą z zaprzyjaźnionej od dawna rodziny?

– Zbyt wielkie znaczenie przypisujesz głupstwom, Tony. Najpierw wymyśliłeś romans między tą dwójką, a teraz zakładasz, że on jej unika. Pomyśl chwilę. Gdyby pannę Meriton tak ten Edward obchodził, to czy słuchałaby ciebie?

– Zawsze może postępować fair.

– No to o co ci chodzi? – spytał rozsądnie Gus. – Tak długo, jak długo pomaga ci dowieść twoich racji, cóż to ma za znaczenie?

– Żadnego. Oczywiście masz słuszność – odpowiedział Tony.

Lecz w jakiś sposób było to dla niego ważne.


* * *

KIedy Emily w towarzystwie niańki i bliźniaków wybrała się rankiem na spacer, na skwerze nie było żywego ducha. Wieczorem nagle zaniepokoiła się, że rano mogłoby padać i wówczas straciłaby możliwość wyjścia, lecz pogoda była wciąż przepiękna. Teraz Emily niepokoiła się, że niańka może stać się podejrzliwa – głupi niepokój, choć nieunikniony. Dzisiejsze spotkanie może ujść za przypadkowe, lecz nawet Nancy nabierze podejrzeń, jeśli spotkania będą się powtarzać. Emily była pewna, że dziewczyna nic nie powie, ale będzie wszystko wiedziała.

Fakt, że Nancy mogłaby okazać się chętnym konspiratorem, nie poprawił Emily samopoczucia. Przygnębiała ją myśl, że służba będzie przekonana, iż jej ukochany potrzebuje wszelkiej pomocy.

Jednakże bliźnięta nigdy nie pozwalały ciotce na dłuższą introspekcję. Kate postanowiła dogonić wiewiórkę, a potem sama chciała być goniona. Zanim dołączył do nich lokai lady Connaught z pudlem, Emily była wyczerpana i bardzo bliska zapomnienia, po co właściwie wyszła z domu.

– Dżentelmen – ogłosił Connor na widok Tony'ego.

Tony zdjął z uszanowaniem kapelusz i przyklęknął, aby pogłaskać tłustego pudla. Postronnemu widzowi mógł wydawać się po prostu miłym dżentelmenem, który lubi psy i dzieci. Uważne spojrzenie w kierunku Nancy upewniło go, że uwaga niańki bez reszty zajęta jest przystojnym lokajem w olśniewającej, zielonej liberii.

– Dzień dobry. Mam nadzieję, że nie jest pani bardzo zmęczona po wczorajszym długim wieczorze.

Emily pytająco uniosła brwi.

– Widziałem panią wczoraj w operze.

– Ależ to był wieczór, prawda? Dziękowałam tylko, że to nie była opera, którą byłabym naprawdę zainteresowana, bo wątpię, czy przy tym wszystkim, co się tam działo, usłyszałam choćby jedną nutę.

– Trudno było skupić się na scenie – zgodził się Tony, ale Emily z jakiegoś powodu pomyślała, że nie ma na myśli pojawienia się księżnej Walii.

Teraz, kiedy już tu był, wydawało się, że nie lepiej od niej wie, od czego zacząć. Patrzył na własne stopy i obserwował bliźnięta wpatrzone we własne sylwetki, odbijające się w jego wypolerowanych do połysku butach.

– To chyba pani siostrzenica i siostrzeniec. Jak się nazywają? – spytał uprzejmie. – Ile mają lat?

– To jest Connor, a ta młoda dama, która zostawia ślady palców na pańskich butach, to Katy. Mają po półtora roku.

– W ogóle nie są podobne do Letty – powiedział.

Emily obserwowała twarz Tony'ego, lecz niewiele w niej dojrzała. Dziwne, pomyślała, ale to trochę ta jego niechęć do otwartego wyrażania emocji była powodem, że mu uwierzyła. Fałszywy Tony z pewnością wszelkimi sposobami usiłowałby zyskać współczucie, nieprawdaż?

– Nie, w ogóle jej nie przypominają – zgodziła się. – Myślę, że biedna Katy podobna jest raczej do mnie, ale Connor nie jest podobny do nikogo.

Gdyby to był Tony należący do Letty, co musiał teraz czuć, patrząc na dzieci kobiety, którą kochał, a może wciąż kocha? Bardziej niż cokolwiek innego te dzieci reprezentowały wszystko, co Tony stracił przez te lata spędzone w więzieniu. Jeśli jego żądania okażą się słuszne, Tony odzyska swoją tożsamość i majątek, lecz nigdy nie odzyska utraconych marzeń.

– Próbuję wyobrazić sobie Letty jako stateczną matronę – powiedział z uśmiechem – ale nie potrafię. Wszystko, co pamiętam, to jak wyglądała jako piętnastolatka, kiedy złamała rękę, usiłując pogalopować na wyścigowym wałachu swojego ojca. I jak wyglądała przy naszym pożegnaniu.

Teraz, kiedy poznawała go lepiej, Emily dostrzegła w jego wzroku cień żalu czy smutku. Chciała jakoś mu pomóc, lecz jeśli wciąż jeszcze kochał Letty, nie było dla niego pomocy.

– Letty może i jest matroną, lecz nie sądzę, by ktokolwiek mógł nazwać ją stateczną – przyznała Emily. – Nie sądzę, by wiele się zmieniła, odkąd ją znam.

– Tak? Przypuszczam, że widując ją co dzień nie uświadamia sobie pani zmian. Kiedy zobaczyłem ją na balu… Była inna. Poznałbym ją wszędzie, ale była inna.

Ta zmiana wydawała się wprawić go w zażenowanie – dziwne, bo Emily zastanawiała się teraz, na ile jego zmieniły minione lata. Chwilę później najwidoczniej pomyślał o tym sam.

Roześmiał się.

– Wiem. Sam zmieniłem się nie do poznania. Nie do poznania – powtórzył cicho. – Ale, wie pani, w więzieniu czas jakby stał w miejscu. Moje życie całkiem się zatrzymało, nie ruszało naprzód, dopóki nie stałem się znowu wolny.

Aby odkryć, że świat o nim zapomniał, pomyślała Emily, czując ten ból, który usiłował ukryć. Zdała sobie sprawę, że to właśnie znaczył ten pusty wyraz twarzy, tak często pojawiający się na jego twarzy. Ból należało ukryć przede wszystkim.

– Ale zmienił się nie tylko pański wygląd. Pan nie myśli, nie czuje ani nie działa jak osiemnastoletni chłopiec – dowodziła Emily.

– Czasami wciąż czyję się jak osiemnastoletni chłopiec. Na przykład wczoraj na tym zaimprowizowanym przyjęciu pani przyjaciółki.

A kiedy myśli o Letty?

Jeszcze raz zapadli w kłopotliwe milczenie. Bliźnięta znalazły parę interesujących patyczków i kamyków i teraz przy pomocy patyczków kopały dołki, żeby zasadzić kamyki. Nancy najwidoczniej postanowiła posłużyć się rozmową Emily z Tonym jako pretekstem do małej przechadzki z zaprzyjaźnionym lokajem, więc tylko Kate i Connor mogli tę rozmowę podsłuchać.

– Czy jest pani przykro, że zgodziła się pani mnie spotkać? – spytał Tony po długim milczeniu. – Czy rozmyśliła się pani? Wczoraj wieczorem widziałem panią zmartwioną.