W końcu Emily najmniej martwiła się niemiłosierną ciekawością Georgy.

Emily rozejrzała się ukradkiem, czy nikt jej nie widzi. To było niemądre. Zasłonięta przez dwóch towarzyszy – ledwo mogła coś zobaczyć, jakże mogłaby być widziana? Przyjemny nacisk ramienia Tony'ego uświadomił jej, że grozi jej coś więcej, niż rozpoznanie przez przypadkowego obserwatora. To, czego dowiedziała się, prowadząc swoje dochodzenie, wydawało się zmieniać jej życie. W jakiś sposób była pewna, że cokolwiek by nie uczyniła, nic nie będzie już takie, jakie było.

Z drugiej strony Emily kapitan prychnął z pogardą.

– Ośmielam się twierdzić, że panna Parkhurst w każdym razie nie odważy się publicznie przyznać, że przyjmowała Tony'ego nie wiedząc, kim on właściwie jest.

Czy w jego głosie brzmiała gorycz i szyderstwo? Emily przypuszczała, że tak ufając przyjacielowi, musi być wściekły, widząc Tony'ego zmuszonego do występowania incognito. Jej własną odmowę otwartego uznania Tony'ego uważał prawdopodobnie za obraźliwą.

– Nikt nie chce wyjść na głupca – przypomniała kapitanowi. – Sądzę, że to jest powodem, iż ludzie tak obawiają się stanąć po czyjejś stronie. Jeśli wybierzesz źle, wyjdziesz na takiego głupca. I mając rację czy nie, z pewnością kogoś obrazisz. Edward, to znaczy… eee… człowiek, który otrzymał tytuł lorda Palina, był przez wiele lat bliskim przyjacielem rodziny. Myśl, że w ogóle miałam wątpliwości co do tego, iż jego tytuł i pozycja słusznie mu się należą, bardzo by go zraniła.

I Tony i kapitan von Hottendorf odwrócili się, żeby dokładniej przyjrzeć się jej zakłopotaniu. Czyżby powiedziała za dużo? Czy okazało się, że zbytnio zważała na uczucia dżentelmena, który był tylko przyjacielem rodziny?

– Z pewnością nie – odpowiedział spokojnie Tony, chociaż wciąż obserwował ją bardzo uważnie. – Ten młody człowiek nie postarał się bynajmniej, bym go polubił, lecz muszę przyznać, że znalazł się w bardzo trudnej sytuacji, choć bez własnej winy. Z pewnością naprawdę wierzy, że jestem oszustem. Naturalnie, będzie czył się zdradzony i opuszczony przez tego ze znajomych, kogo posądzi o odmienną opinię.

– Naturalnie. – Emily westchnęła z ulgą, że jej tłumaczenie zostało tak prędko zaakceptowane, lecz myśl o tym, jak Edward ostatnio się zachowywał, wciąż sprawiała jej ból. Nie, nic nie będzie już tak, jak przedtem.

– Ja też zakładam, że to naturalne, iż Edward powinien całą uwagę skupić na zachowaniu swojej pozycji.

Jednakże tak naprawdę nie wierzyła w to. Istniały inne sprawy, które na równi wymagały uwagi Edwarda, na przykład taki drobiazg, jak jego zaręczyny. Tony, będąc w tej samej sytuacji, również stawiał jej niezwykłe żądania, lecz okazywał także wielkie zainteresowanie jej uczuciami i reputacją.

Emily, nieszczęśliwa, obróciła się do Tony'ego.

– Z tego co wiem, jest pan nie mniej niż on zainteresowany odkryciem prawdy, lecz zasługuje pan na takie same szanse. Ma pan całkowitą rację. Trzeba znaleźć prawdę. Co więcej, trzeba ją udowodnić, ponad wszelką wątpliwość.

– Nie zaprosiła nas pani tutaj tylko po to, żeby nam to powiedzieć – przerwał kapitan von Hottendorf.

– Nie, pan już wiedział, że będę szukać prawdy, nieprawdaż? – powiedziała lekko kwaśnym tonem. – Obawiam się jednakże, że raczej przeceniliście moje zdolności odszukania czegokolwiek.

– Nie rozumiem. O co pani chodzi? – spytał Tony.

– Chodzi mi o to, że nie wiem, gdzie szukać informacji. Mogę słuchać od rana do wieczora, mogę nawet subtelnie sprowadzić każdą rozmowę, którą rozpocznę, na ten jeden temat, lecz jeśli ludzie, z którymi będę rozmawiała, nigdy nie spotkali pana ani żadnego z pańskich przyjaciół, to wszystko na nic. Och, z czasem mogłabym się czegoś dowiedzieć, ale przypuszczam, że czas to jest ta rzecz, której pan nie posiada.

– Nie, nie posiadam – przyznał Tony. – Przyjaciel pani rodziny nalega na szybkie przesłuchanie. Ja chciałbym załatwić wszystko tak szybko, jak to możliwe. Lecz jak pani powiedziała, zebranie świadków zajmie więcej czasu. Chce pani powiedzieć, że mimo wszystko nic pani nie może zrobić?

Twarz jego stała się beznamiętna. Również z głosu zniknęło całe ciepło i zainteresowanie. Nie był zimny. Zimny to zbyt pozytywne słowo na określenie jego zachowania. Był po prostu… nijaki.

Zaprzeczyła potrząsając głową, nagle zapragnęła sięgnąć poza maskę.

– Ależ nie. Mówię tylko, że potrzebuję wskazówek. Nie wiem, gdzie szukać, a raczej kogo powinnam słuchać.

Spojrzała na własne dłonie. W ciasnym powozie trudno było uniknąć patrzenia na towarzyszy. Dłonie Tony'ego spoczywały zaledwie parę cali od jej dłoni. Mimo wszystko nie był tak zupełnie bez wyrazu. Ujrzała, jak powoli rozluźnia pięści.

– Nie chcę, żeby miał pan poczucie, że musi mi opowiedzieć o swoim przypadku – powiedziała – albo, że musi mi pan coś udowadniać. Nie jestem sędzią. Lecz jeśli mam coś odkryć, na pańską korzyść lub nie, potrzebuję pomocy. Choćby kilku nazwisk, na początek.

– Tak, oczywiście – zgodził się Tony. – Weźmie mnie pani za tępaka, lecz zakładam, że musi pani o mnie wiedzieć, o moim życiu.

Przypomnienie, że życie Tony'ego zostało dokładnie usunięte z pamięci, zabolało Emily, lecz jego głos brzmiał dużo radośniej. Objawił entuzjazm, jakby coś jeszcze przyszło mu do głowy.

– Tak, tak, oczywiście. Rzeczywiście, naprawdę musimy umówić się na regularne spotkania, żebym mógł pani podać nazwiska, które sobie przypomnę. I żeby pani wiedziała, co możemy zrobić. Tak, spotkania. Nie możemy liczyć na to, że kapitan von Hottendorf zawsze będzie naszym pośrednikiem.

– Nie mam nic przeciwko temu – pospiesznie przerwał kapitan.

Został zignorowany.

– Co zrobimy, jeśli pani będzie chciała czegoś szybko się dowiedzieć? – spytał Tony. – Albo będzie miała informacje, jak kogoś odnaleźć, którą trzeba będzie natychmiast wykorzystać? Nie wystarczy wtedy przysłać mi słówko – powiedział, spoglądając przepraszająco na przyjaciela. – Musimy zatem obmyśleć, w jaki sposób spotykać się tak, by nikt o tym nie wiedział. Jeśli ustalimy z góry godzinę i miejsce, możemy zaoszczędzić wiele czasu.

– Chodzi panu o to, że wtedy musiałabym wysłać tylko słówko, że muszę się z panem widzieć. Reszta będzie już ustalona.

– Myślę o czymś innym niż o codziennym spotkaniu – wyjaśnił Tony, rozpalając się do swego pomysłu. – Czyli o ustaleniu miejsca i godziny, gdzie zawsze mogłaby pani mnie spotkać. Jeśli w tym czasie nie byłaby pani wolna lub nie miała nowych wieści, nie musi pani przychodzić. Z drugiej strony, jeśli naprawdę będzie pani chciała się ze mną zobaczyć, będzie pani wiedziała, kiedy i gdzie mnie znaleźć.

– Rozumiem – Emily starała się odpowiadać wymijająco. Czy odważy się zgodzić na taki plan? To było ryzykowne. Im częściej spotykała się z Tonym, tym bardziej rosło prawdopodobieństwo, że ktoś zobaczy ich razem i wspomni o tym Edwardowi.

Jednakże najbardziej martwiło ją, że pragnęła tego. Pragnęła tego bardzo.

– Myślę, że rozumiem, czego pani potrzeba – ciągnął Tony. – Doprawdy powinienem zapisać pani parę nazwisk. Nie mogę liczyć na to, że pani je wszystkie zapamięta. I, jak już mówiłem, jeśli przypomnę sobie później inne, mogę je pani podać.

– Może panna Meriton i ja moglibyśmy zaaranżować stałe przejażdżki – zasugerował kapitan dziwnie uszczypliwym tonem.

– Och, to nie będzie konieczne – zaoponował raczej pospiesznie, jak zdawało się Emily, Tony. – Nie chcę cię nadużywać. POza tym jako, adiutant, masz trochę obowiązków.

– Nie tak bardzo wiele. Chętnie pomogę.

W głosie kapitana pobrzmiewała złośliwa nuta, której Emily nie rozumiała. Miała uczucie, że dwaj przyjaciele spierają się o coś więcej niż aranżacja spotkań, lecz nie domyślała się, cóż to może być.

– Panna Meriton może nie chcieć, by ludzie spekulowali na temat jej stosunku do ciebie, tak samo jak nie chciałaby, aby mówiono o jej spotkaniach ze mną – przypomniał przyjacielowi Tony.

– Czy kogoś z obecnych obchodzi opinia panny Meriton? – przerwała Emily. Zaczynała czuć się jak piłeczka przerzucana w tę i z powrotem.

– Oczywiście – powiedział Tony.

– Tak, panno Meriton – zgodził się jednocześnie kapitan. – Niech pani powie temu tumanowi, jak trudno będzie zrobić to, o co prosi.

– Akurat – powiedziała z wahaniem – myślę, że wiem, jak można to urządzić.

W końcu zwrócili na nią uwagę.

Teraz musiała to ciągnąć dalej. Zirytowana, że rozmawiają o niej, jakby była klaczą wyścigową, posunęła się za daleko. Teraz nie pozostało jej nic innego, jak nadrobić rzecz zuchwalstwem.

– Wiecie, że mam siostrzenicę i siostrzeńca? Ich niania jest wielką zwolenniczką ćwiczeń na powietrzu. Dla dzieci, oczywiście. Sama osobiście nie zrobi kroku, jeśli to nie jest niezbędne. Często towarzyszę młodszej niańce, kiedy zabiera bliźnięta wcześnie rano na spacer. O ósmej naprawdę na skwerze nie ma nikogo. Najwyżej parę nianiek i lokai wyprowadzających psy. – Uśmiechnęła się do Tony'ego figlarnie. – Młodszy lokaj lady Connaught spaceruje z naszą Nancy. A dzieci uwielbiają pudla jej wysokości.

Kapitanowi zrzedła mina. Najwidoczniej nie interesowały go plany, które pociągały za sobą konieczność wstania przed ósmą rano. Tony natomiast był zachwycony.

– Wspaniale. Będę zatem spacerował po skwerze o ósmej rano. Poczekam na pani znak, zanim podejdę. W ten sposób, jeśli ktoś jeszcze wstanie i będzie przechadzał się o tej szatańskiej godzinie, może pani po prostu spacerować.

Dreszcz obawy wstrząsnął Emily. Czy doprawdy jest pewna, że wie, w co się wdaje? Umawia się z dżentelmenem o wątpliwej tożsamości, ma sekrety przed rodziną i narzeczonym – do czego to doprowadzi?

– Przy odrobinie szczęścia nic takiego się nie zdarzy – odpowiedziała z pewnością, której bynajmniej nie odczuwała. – Spotkamy się na skwerze jutro rano.


* * *

Jak wielu dżentelmenów w Operze Włoskiej, tego wieczoru Tony za pomocą swej lornetki nie obserwował sceny, lecz zaglądał w loże.