Emily na początek zatańczyła z jednym z Kozaków cara, młodym chłopcem o srogich wąsach i niewinnych oczach. Nie znał angielskiego, lecz umiał skutecznie posługiwać się tymi oczami.

Nawet skupiona na własnych stopach i muzyce Emily słyszała dochodzące zewsząd chichoty i dostrzegła mnóstwo flirtujących par, do tego stopnia, że zaczęła się zastanawiać, czy tylko ona wykorzystała to przyjęcie dla odbycia schadzki. Na szczęście Georgy wykazała jakieś poczucie odpowiedzialności. Pilnowała, aby wszyscy tancerze zmieniali partnerów i dopiero późnym popołudniem Emily stanęła twarzą w twarz z Tonym.

Emily sądziła, że przyzwyczaiła się już do niezwykłej bliskości partnerów w walcu, lecz teraz okazało się, że jest w błędzie. To chyba dlatego, że nie koncentruję się już do tego stopnia na krokach – pomyślała. I dlatego tak intensywnie czuła pewną dłoń Tony'ego na swych plecach, kiedy prowadził ją w tańcu.

– Gus, kapitan von Hottendorf, mówił mi, że chciała mnie pani widzieć – powiedział.

W tym prostym zdaniu kryło się pytanie i stwierdzenie. Pytanie było oczywiste. Dlaczego poprosiła, żeby przyszedł? Emily wciąż próbowała zrozumieć, dlaczego tak ważne było dla niej to ponowne spotkanie. Jak mogła wytłumaczyć, nawet sobie samej, nagle powstałe przekonanie, że jakoś, jeśli znowu go zobaczy i znowu z nim porozmawia, wszystko w jej głowie poukłada się i przejaśni?

Nawet jeśli motywy jej postępowania były złożone i powikłane, jego reakcja niepokoiła ją. Poprosiła i był tu. Proste – zdawała się mówić cała jego postać.

Jakby wyczuwając jej wahanie, Tony ciągnął:

– Może pani powiedzieć mi później. Gus i ja odwieziemy panią do domu. Tak będzie dobrze, prawda? Wszyscy są tak zajęci podziwianiem epoletów Gusa, że nikt nie zauważy mnie.

Emily wątpiła w to. Tony nie był człowiekiem, który bywał niezauważany. Zastanawiała się nawet, czy teraz towarzystwo z łatwością nie rozpozna Tony'ego. Dziwne, ale dotąd pojawił się publicznie tylko raz – na balu Edwarda. Z jakiegoś powodu Emily była pewna, że gdyby ktoś jeszcze go spotkał, to ona by o tym usłyszała.

– Dobrze – odpowiedziała. Zaczerwieniła się ze wstydu. To był ten rodzaj postępowania, przed którym często ostrzegała Georgy, że zaprowadzi ją na manowce. – Powiem woźnicy, że jeden z przyjaciół odwiezie mnie do domu.

– Czy czuje się pani zakłopotana z tego powodu, że poprosiła mnie o spotkanie? – spytał Tony, najwyraźniej błędnie rozumiejąc przyczynę jej zmartwienia. – Proszę, nie. Zapewniam, że z tego powodu nie będę źle myślał o pani. – Ton jego głosu stał się niefrasobliwy, lekko złośliwy. – Nie popełnię tego błędu i nie zawstydzę pani zuchwałością jak pańska przyjaciółka, panna Parkhurst.

Emily natychmiast podniosła wzrok znad jego pasiastej kamizelki. Z pewną trudnością wypowiedziała sztywno:

– Jednakże mógłby pan nie zapominać, że panna Parkhurst jest moją przyjaciółką. I to jej zuchwałość, a także uprzejmość sprawiły, że ośmielił się pan tu dzisiaj przyjść.

Tony uśmiechnął się. Nagle wyglądał dużo młodziej. Emily zdała sobie sprawę, że nigdy dotąd nie widziała go uśmiechniętego z prawdziwym rozbawieniem. Trudno było uwierzyć, że Tony pojawił się w Londynie zaledwie parę dni temu, a dopiero przedwczoraj widziała go ostatni raz.

– Och, niech mnie pani źle nie zrozumie – odpowiedział na jej wymówkę. – Bardzo ją lubię, ale to awanturnica. Pozwala sobie, z jej awanturniczą żyłką, na skandaliczne rzeczy. A pani… – Tony zmierzył ją wzrokiem. – Jeśli pani zostanie wciągnięta w coś niezwykłego, to nie z tego samego powodu.

Emily westchnęła i ponownie spuściła oczy.

– Nie, mnie nikt, nawet pan, przez pomyłkę, nie weźmie za awanturnicę.

Chciała, by uważano ją za skłonną do awantur, za jakąkolwiek, byle nie za spokojną i wrażliwą. Dlaczego te cnoty zawsze wydają się tak beznadziejnie głupie?

– Pani mogłaby zaszokować wszystkich dużo skuteczniej niż pani przyjaciółka. – Ja? – Emily, zaskoczona, w końcu spojrzała mu prosto w oczy, w te oczy, które coraz bardziej przypominały jej opisywane przez Letty. Oczy utraconej miłości Letty.

– Bez wątpienia. Panna Parkhurst zaryzykuje wiele dla uciechy postawienia wszystkiego do góry nogami. Jeśli pewnego dnia źle oceni i posunie się za daleko, będzie jej bardzo przykro. Dla odpowiedniej osoby, odpowiednia… przyjaciółka. Myślę, że pani zaryzykowałaby wszystko i nie zważała na koszty.

Emily przez chwilę czuła się, jakby była w negliżu, nie osłonięta i narażona na spojrzenia całego świata. Dopiero po pewnej chwili zdała sobie sprawę, że muzyka ucichła, a inne pary oklaskują wysiłki monsieur Leblanca.

Tony wypowiedział to wszystko tak, jakby ta cecha jej charakteru była oczywista, jakby ze swej strony nie potrzebował żadnych wysiłków, aby odkryć w niej takie możliwości. Jednakże Emily wiedziała lepiej. Nikt inny na tej sali balowej nie uwierzyłby, że zdolna jest zachować się inaczej, niż jest to przyjęte. Niektórzy nawet dziwili się,, że może się przyjaźnić z kimś tak bliskim przekroczenia granic przyzwoitości jak Georgy. Ale nie Tony.

Emily przez chwilę poczuła się osierocona, ponieważ Tony zobowiązany był oddać ją kolejnemu partnerowi, który natychmiast porwał ją do tańca. Była rozczarowana, że tak nagle przerwali rozmowę. To było takie dziwne i w jakiś sposób intymne – rozmawiali tańcząc w najlepsze.

Jednakże za chwilę Emily zadowolona była, że nie musi już nic komentować. Pamiętała również, że Tony spodziewał się wkrótce rozmowy na inne tematy.

Teraz powinna pomyśleć, jak wytłumaczyć Tony'emu, dlaczego poczuła, że koniecznie musi się z nim zobaczyć.

Rozdział piąty

Nadzieje Emily, że uda jej się niepostrzeżenie wyjść rzuciwszy Georgy czułe, krótkie pożegnanie w sali balowej, zostały zniweczone – przyjaciółka pobiegła za nią, ciągnąc za sobą obłok wyperfumowanego jedwabiu. Najwidoczniej Georgy spostrzegła, że Emily ma teraz eskortę z dwóch mężczyzn, a nie jednego.

– Emily, kochanie, zapomniałaś wachlarza – skłamała Georgy płynnie, dopadając jej u szczytu schodów.

– Nie, mam go. Zobacz. – Za otwartym wachlarzem Emily wyszeptała do przyjaciółki: – O co ci chodzi?

– Tak? Myślałam, że to twój.

Georgy ściszyła głos do szeptu i niezbyt grzecznie wciągnęła Emily do wnęki okiennej.

– Nie złość się, Em. Chcę ci tylko pomóc. Szkoda poza tym, żebyś nie miała szansy na sam na sam z kapitanem. Czy chcesz, żebym dla ciebie zajęła się panem Howe?

Dwóch mężczyzn czekało niżej na Emily, obserwując to wszystko bez cienia zainteresowania. Jak Georgy odkryła, że Tony sam wprosił się na to przyjęcie? Nie do wiary, jak czułe jest na plotki ucho dziewczyny.

Ze sposobu, w jaki Georgy spoglądała na swojego byłego gościa, Emily wywnioskowała, że jej przyjaciółka konieczności zajęcia się Tonym bynajmniej nie uzna za poświęcenie. To było niebezpieczeństwo, które powinna przewidzieć. Niedobrze byłoby, gdyby Georgy zbytnio zainteresowała się panem Howe.

– To nie będzie konieczne.

– Nie musisz być złośliwa, kochanie – odpowiedziała Georgy z błyskiem w oku. – Nie zmienisz zdania? On ma jakiś… e'lan (rozmach), muszę przyznać. Zauważyłam, jak tańczyliście. Prawie jak zakochani.

Na szczęście następna para wychodzących gości zajęła uwagę gospodyni i Emily zaoszczędzona została konieczność odpowiedzi na aluzje Georgy. Na razie.

– Sądzę, że zobaczymy się dziś wieczorem w operze – obiecała Georgy odchodzącej przyjaciółce, najwidoczniej niezadowolona, że musi tak długo czekać, zanim dokładnie wypyta Emily. – Będziesz mi mogła wszystko o nim opowiedzieć. I powiesz mi, co on ci mówił pod koniec tańca. Wyglądałaś, jakby piorun w ciebie strzelił. Czy zrobił ci jakąś nieprzyzwoitą propozycję?

– Zostawmy nieprzyzwoite propozycje dla ciebie. Czy mogę ci przypomnieć, Georgy – powiedziała Emily surowo – że ten dżentelmen jest twoim gościem. Czy chcesz powiedzieć, że zaprosiłaś go nic o nim nie wiedząc? – Usiłowała udawać wstrząśniętą, lecz w głosie jej pobrzmiewały ślady śmiechu.

– Nie można sobie pozwolić na odrzucanie dodatkowych dżentelmenów – wyjaśniła Georgy, jakby stwierdzała oczywistość. – Zatem do wieczora. Może wtedy powiesz mi, jeśli się zdecydujesz.

I długim, pożegnalnym spojrzeniem objęła zarówno Tony'ego, jak i kapitana, nie pozostawiając wątpliwości, o jaką decyzję jej chodzi.

Opuszczając dom Parkhurstów i wspinając się do wysokiego powozu kapitana, Emily miała czerwone policzki.

– Boję się nawet spytać, co powiedziałaby nasza gospodyni na te rumieńce – zauważył Tony wsiadając za nią do powozu. Usiłował zostawić Emily jak najwięcej miejsca, lecz ciasny powóz nie bardzo na to pozwalał.

– Wypytywała mnie o pana – przyznała Emily, świadoma, że jej rumieńce przybierają głębszy odcień.

Urocza, pomyślał Tony.

– Bardzo interesuję ją pan Howe.

– To ten twój przeklęty urok, Tony – zażartował kapitan.

– Mój urok? Najprawdopodobniej zwracam uwagę tym, że zachowuję się jak człowiek bez ogłady. Panna Meriton to pierwsza dama, z którą rozmawiałem po dziesięciu latach. Wciąż czuję się jak chłopiec na pierwszym balu dla dorosłych.

Mówił lekceważąco, lecz Emily z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że pomimo arogancji na balu Edwarda, Tony nie czuł się pewnie, ponownie wchodząc w towarzystwo. Oczywiście, prawdziwy Tony wyjechał na Kontynent jako zaledwie osiemnastoletni chłopiec, bez miejskiej ogłady. Światowych manier mógł nabyć w ciągu roku podróży pod kierunkiem podstarzałego duchownego i jeszcze w ciągu około roku w atmosferze wątpliwej elegancji wyższych sfer w Verdun.

Tony przerwał tok jej myślenia.

– Czy panna Parkhurst może coś odkryć? Czy jej pytania nie ściągną na panią kłopotów?

– I tak i nie. Georgy będzie prawdopodobnie drążyć temat, aż czegoś się dowie, lecz, niech pan wierzy lub nie, potrafi być bardzo dyskretna. Uwielbia być złośliwa, lecz nie pozwoli, by jej pytania sprowadziły na mnie obmowę. Jeśli zdaje sobie sprawę z tego, kim pan jest, nie pozwoli, by ktokolwiek dowiedział się, że się znamy.