Morosini, zapomniawszy na chwilę o przyjacielu, zaczął myśleć na glos. Kiedy się spostrzegł, było już za późno. Adalbert spytał cicho:
- Czy to aż tak boli?
- Tak... ale to minie...
Pragnął tego całą siłą woli, lecz w głębi duszy w to nie wierzył. Zawiedzioną miłość ciężko jest wyleczyć. Być może w tej chwili pieściłby jeszcze wspomnienie Dianory, gdyby nie wymazało go pojawienie się Anielki. Lecz kto pomoże mu zapomnieć o Anielce?
Po powrocie do pani de Sommieres zastali markizę w jej ogrodzie zimowym, gdzie spacerowała, stukając laską o posadzkę. Maria Andżelina siedziała pod palmą, udając, że robi na drutach, ale z ruchu jej warg widać było, że się modli w skupieniu.
Na widok siostrzeńca stara dama wydała westchnienie ulgi i ucałowała go z siłą, która dobitnie odzwierciedlała skalę jej niepokoju.
- Toś ty żywy! Bogu dzięki!
W jej drżącym głosie kryły się powstrzymywane łzy, lecz markiza nienależąca do osób zbyt długo poddających się emocjom, szybko wzięła się w garść.
Nie jesteś zbyt zmarnowany! - zauważyła. - Czy to znaczy, że młoda dama jest cała i zdrowa?
- Nigdy nie groziło jej niebezpieczeństwo! W tej chwili, najspokojniej w świecie wraca do domu... swego męża, sir Eryka Ferralsa...
Markiza wolała nie stawiać więcej pytań i oddała się uważnym oględzinom wymizerowanej i zgorzkniałej twarzy siostrzeńca.
- I co, wyjeżdżasz jutro? Mój stary dom znowu długo cię nie zobaczy?
W łamiącym się głosie markizy brzmiały smutek i melancholia, które do głębi wzruszyły Morosiniego. Tych kilka wspólnie spędzonych dni bardzo ich zbliżyło. Stała mu się droga. Wziął ją w ramiona, wzruszony oznakami kruchości, której nie podejrzewał u tej dziarskiej starej damy.
- Spędziłem w tym domu zbyt wiele cudownych chwil, żeby nie chcieć tu wracać. W każdym razie, i tak szybko się zobaczymy. Mam nadzieję, że nie porzuciła ciocia zamysłu jesiennej wyprawy do Wenecji? Ale nie wcześniej niż w październiku! We wrześniu muszę udać się do Anglii w ważnej sprawie - dodał, rzucając okiem w stronę Vidal-Pellicor-ne'a, który dołączył do Marii Andżeliny przy barku z likierami. - Jeśli Adalbert wybierze się ze mną, jak dał mi do zrozumienia, wpadnę, aby ciocię ucałować, kiedy przyjadę po niego.
W tej chwili dał się słyszeć krystaliczny odgłos tłukącego się szkła: to kuzynka stłukła kieliszek, zwracając na siebie uwagę. Poczerwieniała aż po czubki włosów, lecz jej oczy błyszczały jakoś dziwnie.
- Co za niezdara z pani, panno Plan-Crćpin! - zrugała ją markiza, zadowolona w głębi duszy, że znalazła zasłonę dla swojego wzruszenia. - Te kieliszki należały do zmarłej Anny Deschamps i są nie do odzyskania! Co się z panią, u licha, dzieje?
Och, tak mi przykro - odparła winowajczyni, choć wcale na to nie wyglądała - lecz się obawiam, że we wrześniu będziemy nieobecne. Czyż nie powinnyśmy odpowiedzieć na zaproszenie lady Winchester... na polowanie na lisa?
- Doprawdy, moja droga, ty chyba tracisz głowę! - jęknęła markiza. - Polowanie na lisa! I co jeszcze? W moim wieku! Na szczęście nie jestem jak tak szalona księżna d'Uzés!
- Proszę o wybaczenie! Możliwe, że coś przekręciłam. -próbowała tłumaczyć się panna. - Może chodzi o polowanie na słonki w Szkocji... lecz z pewnością musimy być w Anglii we wrześniu! Pragnę jednak zauważyć, że to nie powinno przeszkodzić księciu Aldo, aby do nas wpaść. To mogłoby być zabawne podróżować razem!
Tym razem pani de Sommieres wybuchnęła śmiechem.
- Pani pomysły są szyte grubą nicią, moja droga! - odparła z nutką sympatii, która nie przeszła niezauważona. -Czy uważa pani, że powinien brać sobie na głowę starą kobietę i towarzyszącą jej nieco szaloną starą pannę? Nawet jeśli bardzo panią bawi mieszanie się w jego sprawy i wspinanie się za nim po rynnach? Niech się pani zadowoli odmawianiem modlitw za niego. To przynajmniej mu się na coś przyda.
Morosini podszedł do Marii Andżeliny i wziął od niej kieliszek koniaku, który podała mu drżącą nieco ręką.
- Pomoc była zbyt inteligentna i zbyt skuteczna, aby nie została doceniona, ciociu Amelio, i będę Marii Andżelinie za nią dozgonnie wdzięczny. Wznoszę toast za twoje zdrowie, kuzynko! - dodał z uśmiechem, który poruszył bez reszty serce jego towarzyszki nocnych wypraw po dachach. - Jak można zgadnąć, co gotuje nam przyszłość? Może przyjdzie nam jeszcze zdobywać razem kolejne dachy. Napiszę do pani przed wyjazdem. Lecz teraz jestem wykończony i marzę o odpoczynku.
Pierwsze, co zrobił po powrocie do pokoju, to zamknął żaluzje. Za żadne skarby nie chciał widzieć, jak na gąszczu parkowej zieleni odbija się światło padające z okien Anielki... Pragnął z całych sił, aby ta strona z jego życiorysu jak najszybciej się odwróciła. Potem usiadł na łóżku i zajął się studiowaniem rozkładu jazdy pociągów.
* * *
Jeśli jednak sądził, że jego polski romans należy już do przeszłości, to bardzo się mylił.
Następnego dnia po południu, kiedy właśnie kończył się pakować, Cyprian zawiadomił, że sir Eryk i lady Ferrals chcą z nim mówić i czekają w salonie.
- Boże! I ten typ śmiał przekroczyć próg tego domu? -rzucił Morosini, nie kryjąc oburzenia. - Jeśli ciotka Amelia się dowie, każe go wyrzucić za drzwi!
- Nie sądzę, żeby miała taki zamiar... Pani markiza osobiście przyjęła pana gości. Muszę przyznać, że z większą galanterią, niż można by się spodziewać.
Właśnie wróciła do swego pokoju, nakazując mi zawiadomić księcia.
- Czy jest z nią panna Plan-Crepin?
- Nnnn... ie... Panna... właśnie pielęgnuje petunie w ogrodzie zimowym, ale - dorzucił pospiesznie - zadbałem o to, by szczelnie pozamykać wszystkie drzwi.
Aldo nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Tak jakby jakiekolwiek drzwi mogły coś zdziałać przeciw niepohamowanej kobiecej ciekawości. Dyskrecja i poczucie godności nie pozwalały ciotce Amelii wziąć udziału w wizycie, lecz nie przeszkodziły jej postawić za drzwiami damy do towarzystwa o długich uszach. Powodowała nią również ciekawość, gdyż zgodziła się przyjąć człowieka, którego tak bardzo nienawidziła: pragnęła ujrzeć na własne oczy tę, przez którą jej „ukochane dziecko" straciło głowę. A zatem, kto mógłby mieć jej to za złe?
Przecież to także był rodzaj miłości.
Goście czekali na księcia w małym salonie jak pary udające się do fotografa:
ona w cudownej pozie rozciągnięta w fotelu, on stojący obok, z dłonią na oparciu krzesła i dumnie podniesioną głową.
Morosini pochylił się nad dłonią młodej kobiety i ścisnął rękę jej męża.
- Chcieliśmy się pożegnać - powiedział sir Eryk - a także wyrazić naszą wdzięczność za cudowną pomoc, której od pana doświadczyliśmy w tak trudnych okolicznościach. Moja żona i ja...
Aldo, który nie lubił przemów, przerwał w pół zdania:
- Na litość! Sir Eryku! Nie jest mi pan winien żadnych podziękowań! Któż nie byłby gotów na drobne poświęcenia dla młodej damy w niebezpieczeństwie? Ale ponieważ wszystko wróciło do normy, niech pan pozwoli, że znajdę w tym moją najlepszą nagrodę.
Aldo mierzył Ferralsa wzrokiem, unikając spojrzenia Anielki, aby lepiej móc panować nad sobą. Ale szybkie spojrzenie kątem oka pozwoliło mu stwierdzić, że jest jeszcze bardziej zachwycająca niż zwykle, w zwiewnej sukience z krepdeszyny drukowanej w biało-niebieskie wzory Nattier i w wąskim turbanie, w którym była uwięziona jej kształtna głowa. Zachowała zbyt wiele władzy nad nim, a on nie miał ochoty bełkotać jak zakochany sztubak.
Myślał, że kilkoma słowami zakończy tę nieprzyjemną wizytę, lecz sir Eryk miał jeszcze coś do powiedzenia.
- Jestem o tym całkowicie przekonany. Jednak chciałbym, żeby mi pan pozwolił okazać moją wdzięczność, przyjmując to...
Nie ulegało wątpliwości, w dłoni sir Eryka ukazała się szkatułka z szafirem.
Przez chwilę Morosini nie wiedział, czy śmiać się, czy płakać.
- Oddaje mi pan Błękitną Gwiazdę? Ależ to czyste szaleństwo! Wiem, ile ten kamień dla pana znaczy!
- Zgodziłem się z nim rozstać, aby odzyskać żonę, a dzięki panu tak się stało! To byłoby kuszenie diabła, chcieć zachować wszystko... a ponieważ odzyskałem najcenniejszą rzecz...
Podał szkatułkę Morosiniemu, który odepchnął ją, maskując zgrabnie iście diaboliczną radość, która nim zawładnęła.
- Dziękuję, sir Eryku, ale wystarczą mi pańskie dobre intencje. Nie chcę już tego kamienia!
- Jak to? Odmawia pan?
- A tak... Powiedział mi pan pewnego dnia, że jest pan przekonany, iż szafir i ta, która była wtedy pańską narzeczoną, są nierozłączne. Od tej pory nic się nie zmieniło. Otóż, ten cenny klejnot zbyt dobrze pasuje do lady Ferrals, abym mógł marzyć o innym dla niego przeznaczeniu. Są po prostu dla siebie stworzone! - dodał z ironią, którą tylko on sam był w stanie docenić.
Cudownie było ofiarować fałszywy kamień kobiecie, która w jego oczach była tak samo sztuczna.
Ale handlarz bronią wydawał się zmieszany, żeby więc rozluźnić ciężką atmosferę, Morosini zmienił ton:
- Aby skończyć już z tą smutną historią, czy mogę spytać: odnalazł pan swoje auto i szwagra?
- Auto tak. Porzucili je przy Porte Dauphine. Szwagier się nie odnalazł, lecz wolę, abyśmy o nim nie mówili, żeby nie przysparzać smutku mojej żonie i hrabiemu Solmańskiemu, który bardzo przeżywa zachowanie wykolejonego syna. Zresztą ja nie złożyłem skargi i załatwiłem, by prasa się do tej sprawy nie mieszała; odnaleźliśmy moją żonę, okup i złapaliśmy porywaczy, koniec kropka! Nazwisko Solmański nie zostanie skalane. Hrabia wraca do Warszawy w najbliższych dniach, a my wyjeżdżamy jutro do naszego zamku w Devonie, gdzie do nas dołączy później, kiedy rana na jego honorze nieco się zagoi...
"Błękitna Gwiazda" отзывы
Отзывы читателей о книге "Błękitna Gwiazda". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Błękitna Gwiazda" друзьям в соцсетях.