Aldo liczył zatem, że będzie mógł spokojnie oddać się marzeniom, kiedy poczuł, że pod talerzem pełnym jajecznicy z rakowymi ogonkami ktoś wsuwa mu do ręki kawałek mocno zwiniętego papieru.

Nie wiedząc, jak niepostrzeżenie odczytać wiadomość, ściągnął na siebie wzrok Adalberta i dyskretnie pokazał mu, co trzyma. Archeolog natychmiast zaczął snuć rodzaj opowieści z dreszczykiem z królową Nitokris w roli głównej, która przykuła uwagę współbiesiadników. Aldo mógł ukradkiem przeczytać bilecik ukryty w serwetce.


Muszę z Panem pomówić. Wanda będzie czekać na Pana na górze o wpół do jedenastej. A.


Aldo ogarnięty falą radości starał się opanować. Wstać od stołu, niezauważonym przez gospodarzy, wydawało się nietrudne; wystarczyło wycofać się za drzewko pomarańczowe i schować za plątaniną gigantycznego wilca purpurowego. Poza tym nie siedział zbyt daleko od drzwi, co stanowiło pewną szansę.

Kiedy nadszedł czas na działanie, upewniwszy się jednym spojrzeniem, że Ferrals zajęty ożywioną dyskusją nie zwraca uwagi na gości, przeprosił swoich sąsiadów, odsunął krzesło i cichaczem opuścił salę.

Ale hol nie był pusty: odbywał się w nim nieustający slalom służących roznoszących dania z kuchni. Nieopodal słychać było rozmawiających strażników. Jeden z nich, stojący w progu, myląc się, co do zamiarów Morosiniego, wskazał na wielkie schody, wyjaśniając życzliwie:

-  Z drugiej strony, we wgłębieniu...

Aldo podziękował gestem dłoni, ruszając we wskazanym kierunku. Wszedł do świątyni dumania, ale opuścił ją natychmiast, po czym, uznawszy chwilę za dogodną, rzucił się na schody i w kilku susach znalazł się na piętrze, skąd odchodziły dwa szerokie korytarze oświetlone łuczywami. Nie musiał długo czekać. Pulchna sylwetka Wandy wyłoniła się zza antycznego krzesła umieszczonego przy wejściu do jednej z galerii. Służąca Anielki dała mu znak, żeby szedł za nią, i zaprowadziła go przed drzwi swojej pani, po czym położywszy palec na ustach, oddaliła się na palcach.

Morosini cicho zapukał i nie czekając na odpowiedź, nacisnął klamkę... W tej chwili dosięgną! go cios, który powalił go na ziemię tak szybko, że nawet nie jęknął. W ostatniej chwili odniósł wrażenie, że słyszy dziwny chichot: złośliwy i okrutny...

* * *


Kiedy się obudził, jego czaszkę rozsadzał ostry ból, lecz zdolność myślenia nie doznała szwanku. Zaskoczyło go, że leży w wygodnym łóżku pośrodku eleganckiego i jasno oświetlonego pokoju. W powieściach kryminalnych, kiedy bohater zostaje zaatakowany, z reguły budzi się w piwnicy pełnej pajęczyn, w jakiejś norze bez okien, a nawet w szafie lub kufrze... Jednak w tym przypadku napastnik zadbał o swoją ofiarę w sposób wyjątkowy: pod głową miał dwie poduszki, a jego marynarka została starannie rozpostarta na oparciu fotela... Tuż obok leżała suknia z jasnoniebieskiego muślinu, którą natychmiast rozpoznał.

Podobnie jak zapach drogich perfum, duszący i oryginalny, który zawsze znaczył ślad Dianory. Z jakiejś nieznanej przyczyny mężczyzna, który tak charakterystycznie chichotał, zadał sobie trud, aby połączyć dawnych kochanków.


* *   *


To z pewnością nie dla mojego dobra - pomyślał Aldo.

Chociaż wszystko wokół niego wirowało, udało mu się wstać i poprawić odzienie. Rzut oka na zegarek: a więc był w tym pokoju od dobrych piętnastu minut... i miał tu zostać przez jakiś czas, gdyż drzwi, na które się rzucił, okazały się zamknięte.

Trzeba będzie jak najszybciej nauczyć się ślusarstwa! -pomyślał, przywołując, nie bez zazdrości, szczególne uzdolnienia Adalberta. W każdym razie jedno było pewne: komuś zależało na tym, aby siedział zamknięty u Dianory, kiedy wezwie go Anielka. Ale czy bilecik, który miał w kieszeni, był rzeczywiście dziełem młodej dziewczyny?

Zamek w drzwiach - czysty XVII wiek! - był wspaniały i solidny. Nie puści, chyba żeby wyważyć drzwi. Nie wiedząc, co jest z drugiej strony, Aldo zawahał się, nie chciał bowiem narobić hałasu. Podszedł do okna i otworzył je szeroko na wspaniałe ogrody. Za jasno: pośrodku fasady oświetlonej a giorno byłby tak widoczny, jakby stał na wystawie. Na nieszczęście na zewnątrz było pełno ludzi. Ponadto od ziemi oddzielały go dobre dwa piętra gładkiego muru...

Aldo już miał związać prześcieradła, kiedy na parterze wybuchł potworny zgiełk, który rozniósł się po całym zamku: krzyki, odgłosy bieganiny i dźwięki policyjnych gwizdków. To była odpowiednia chwila. Bez litości dla delikatnych malowideł z epoki natarł na drzwi niczym kula armatnia i pchnął je z całej siły. Piękny zamek ustąpił i Aldo znalazł się w pustej galerii. Na dole ciągle trwało zamieszanie.

Hol był pełen gości biegających na lewo i prawo i wszyscy mówili równocześnie, co pozwoliło mu zejść niezauważonym.

Ludzie kłębili się przed salą z prezentami, do której drzwi były zamknięte.

Dwaj strażnicy, którzy stali o nie oparci, przekomarzali się z gośćmi.

-  Co tu się stało? - spytał Morosini, któremu, za pomocą łokci, udało przedrzeć się do pierwszego rzędu.

-  Nic poważnego - odpowiedział jeden z policjantów. -Otrzymaliśmy rozkaz, żeby nie wypuszczać ani nie wpuszczać nikogo.

-  Dlaczego? Kto jest w środku?

-  Sir Ferrals i kilkoro zaproszonych. Panie, które się spóźniły i nie zdążyły obejrzeć wystawy.

- I dlatego musieli się zamknąć?

-  No właśnie, bo chodzi o to, że jedna pani potknęła się i chcąc się podeprzeć, ściągnęła zielone nakrycie ze stołu razem z klejnotami. Wszystko pospadało na ziemię. Wtedy pan baron, chcąc pomóc tej pani się podnieść, równocześnie kazał zamknąć drzwi, żeby nikt nie wyszedł, dopóki klejnoty nie zostaną z powrotem poukładane.

-  Jak to uprzejmie z jego strony! - zakrzyknął ktoś. -Ten Anglik nie ma żadnej ogłady! Czy on przypuszczał, że ta biedna kobieta upadła specjalnie, by zwędzić jego złom?

-  To mało prawdopodobne - odparł strażnik ze śmiechem. - Z tego, co mi wiadomo, jest to stara angielska księżna spokrewniona z rodziną królewską. Podano jej teraz kieliszek koniaku i posadzono w fotelu, a pozostali zbierają klejnoty z pomocą moich kolegów. Panie i panowie - dodał, podnosząc głos - proszę o udanie się do salonu, zanim wszystko wróci do porządku! To już nie potrwa długo...

-  Miejmy nadzieję, że nie będzie niczego brakowało -mruknął lekarz, który został wezwany do Anielki. - W przeciwnym razie baron każe nas przeszukać! Mam ochotę natychmiast udać się do domu!

-  Och! Zostańmy jeszcze trochę, Edwardzie! - odezwała się żona medyka. - To takie zabawne!

-  Tak sądzisz? Można by rzec, że masz niewielkie wymagania, Małgorzato! Popatrz tylko na ministrów!

Ministrowie naradzali się z dwoma ambasadorami przy wejściu do salonu, zamierzając wezwać swoje samochody, chociaż zdawali się obserwować wypadki z pewną dozą filozoficznego dystansu. Aldo usłyszał, jak jeden z nich, pan Dior, minister handlu i przemysłu, oznajmił, śmiejąc się:

-  Nigdy nie zapomnę tego ślubu! I pomyśleć, że dla niego porzuciłem w Marsylii prezydenta Milleranda, który specjalnie wrócił z Afryki Północnej, aby zwiedzić Wystawę Kolonialną!

-  Czy nie otworzył jej pan w kwietniu z Albertem Sar-rautem, pańskim kolegą z kolonii? - spytał jeden z rozmówców.

-  To była tylko wstępna inauguracja, gdyż ekspozycja nie została jeszcze ukończona. Ale wystawa odniosła wielki sukces i warto ją zwiedzić. Niektóre pawilony to prawdziwe cacka i...

Morosini przestał słuchać, szukając wzrokiem Vidal--Pellicorne'a, lecz nigdzie nie widział jego chudej jak tyczka, wysokiej sylwetki ozdobionej szopą jasnych włosów. Tymczasem drzwi się wreszcie otworzyły i ukazał się w nich sir Eryk, który z uśmiechem podawał ramię leciwej lady, przyczynie całego zamieszania. Za nimi podążali inni goście, którzy zostali zamknięci, a wśród nich hiszpańska hrabina, która siedziała z Morosinim przy stole, Dianora i wreszcie Adalbert, który zanosił się śmiechem.

-  Do kaduka! Można by rzec, żeście się tam dobrze bawili - rzucił Aldo, dołączając do nich.

-  Nawet pan nie przypuszcza, do jakiego stopnia! -odparła Dianora. - Ta nieszczęsna księżna leżąca na parkiecie zaplątana w welur, do którego przyczepionych było jeszcze kilka bardzo drogich bibelotów, to był widok godny uwiecznienia! Ale - dodała, ściszając głos - gdyby pan widział sir Eryka, to dopiero by pan skonał ze śmiechu! Kiedy spostrzegł, że nie ma jego fetysza, jego Błękitnej Gwiazdy, myślałam, że każe się nam rozebrać do naga!

-  Co do mnie, bardzo bym chciał! - nie omieszkał wyrazić swego zawodu Adalbert, przez co zasłużył na palnięcie wachlarzem w głowę.

-  Niech pan nie będzie trywialny, mój przyjacielu! Niemniej to panu zawdzięczamy wybawienie: gdyby pan nie znalazł zguby, co by się z nami stało?

Morosini skrzywił się z pogardą.

-  Czyżby diabli wzięli światowy polor i szyk?

-  Chce pan powiedzieć, że eksplodował! Przez chwilę mieliśmy przed sobą skąpca pozbawionego ukochanej kasetki. Zrobiło się gorąco! A teraz idę poprawić makijaż.

Morosini przez chwilę się wahał, czy jej powiedzieć o zamku w drzwiach, ale w końcu rozmyślnie zostawił jej przyjemność odkrycia zniszczeń i zaciągnął Adalberta na podjazd, żeby wypalić papierosa. W oczach przyjaciela widać było złośliwe błyski, które podsyciły ciekawość Alda, lecz nie miał czasu postawić najmniejszego pytania, gdyż Vidal-Pellicorne, zapalając wielkie cygaro dymiące jak lokomotywa, wyszeptał:

-  Jakie są wiadomości? Przypuszczam, że widział się pan z naszą śliczną panną młodą i że właśnie dotarła do Romualda.

-  Nie mam najmniejszego pojęcia. Bilecik był tylko pułapką. Zostałem zdzielony w głowę i obudziłem się w sypialni pani Kledermann.