- Bardziej, niż pani sądzi! Mój zawód mnie pasjonuje, ale jeśli dobrze panią rozumiem, usiłuje mi pani wytłumaczyć, że nie została moją żoną, gdyż obawiała się pani... życia w ubóstwie? Czy o to chodzi?
- Przyznaję - odparła z tą rozbrajającą szczerością, która zawsze była jej właściwa. - Nawet gdyby nie wybuchła wojna, nie wyszłabym za pana, gdyż byłam pewna, że nie będzie pan mógł prowadzić dawnego trybu życia, a ja, od kiedy opuściłam rodzinny dom, zawsze bałam się ograniczeń. Nie byliśmy bogaci i cierpiałam z tego powodu. Trudno sobie to wyobrazić, kiedy zawsze opływało się we wszystko - dodała, bawiąc się bransoletą, która musiała mieć wiele karatów. - Zanim wyszłam za Vendramina, nie wiedziałam, co to jedwabne pończochy...
- W tej chwili też pani nie jest w potrzebie... Ale, skąd ma pani te informacje o stanie moich interesów? Długo pani nie było w Wenecji...
- To prawda, ale mam tam przyjaciół.
Aldo posłał jej uśmiech kpiący i nonszalancki zarazem, który prawie zawsze odnosił zamierzony skutek.
- Na przykład Luiza Casati?
- W rzeczy samej. Skąd pan wie?
- Och, to bardzo proste: w dniu, w którym miałem wyjechać z Wenecji, zaprosiła mnie na jeden ze słynnych wieczorów, które utrzymuje w tajemnicy, i żeby mnie zwabić, obiecała niespodziankę, zaznaczając, że w moim interesie jest przyjść, jeśli chcę się dowiedzieć, co się z panią dzieje. Przez chwilę nawet pomyślałem, że panią tam zastanę...
- Nie, nie było mnie tam... a jednak wyjechał pan?
- No cóż... Zostałem człowiekiem interesu, a więc człowiekiem poważnym. Ale, w takim razie, zastanawiam się, co to mogła być za niespodzianka?
Dianora już miała odpowiedzieć, kiedy młody człowiek w surducie, któremu czas się dłużył, wyszedł z baru i podszedł do nich ze zmartwioną i jednocześnie zaniepokojoną miną. Przypomniał Dianorze, że jest już późno... Kobieta zmarszczyła czoło ze złością.
- Boże, jaki pan nudny, Zygmuncie! Przez czysty przypadek spotkałam starego, dawno utraconego przyjaciela, a pan mi mówi o zegarze! Mam ochotę odwołać tę kolację...
Morosini poderwał się z fotela i zwróci! się do młodego człowieka, który, jak mu się zdawało, był bliski łez.
- Za nic w świecie nie chciałbym pokrzyżować waszych planów na wieczór! Co do ciebie, moja droga Dianoro, nie pozwól na siebie dłużej czekać. Może spotkamy się później... albo jutro rano? Wyjeżdżam dopiero wieczorem.
- Nie. Niech mi pan obieca, że zaczeka na mnie! Nie powiedzieliśmy sobie nawet połowy tego, co nazbierało się przez te wszystkie lata. Niech pan obieca albo nie ruszam się z miejsca! - Po czym zwróciła się do młodzieńca: -W końcu, prawie nie znam hrabiego Solmańskiego, pańskiego ojca, mój drogi Zygmuncie, i moja nieobecność nie powinna sprawić mu wielkiej przykrości.
- Myli się pani! - odparł zapalczywie młody człowiek. -To by była dla niego wielka obraza, gdyby pani odwołała swoje przybycie w ostatniej chwili! Proszę, chodźmy już.
- Oczywiście, moja droga, uważam, że powinnaś pójść -dodał Morosini, w którym nazwisko gospodarza poruszyło najczulszą strunę ciekawości. - Obiecuję, że będę czekać na panią. Posiedzę sobie w barze i zamówię małe co nieco.
- W tej sytuacji - westchnęła Dianora, wstając i zapinając futro z szynszyli - poddaję się waszej woli, moi panowie! A zatem, Zygmuncie, w drogę! A z panem, książę, do zobaczenia!
Kiedy zniknęła, ponownie ściągając na siebie wszystkie spojrzenia, Aldo udał się do restauracji. Kierownik sali z uroczystą miną posadził go przy stoliku, na którym stały różowe tulipany i mała lampka z abażurem w kolorze zorzy. Potem podał mu wielką kartę i oddalił się, aby gość w spokoju wybrał coś z menu. Morosini jednak nie poświęcał karcie dań większej uwagi, podniecony myślą, że Dianora idzie na kolację do domu przy Mazowieckiej, gdzie sam zamierzał się udać. Teraz już nie musiał tego czynić: dowie się więcej od wielce urodziwej przyjaciółki, kiedy ta wróci, bowiem oczy kobiety są zawsze bardziej przenikliwe niż wzrok mężczyzny. Zwłaszcza że spotka tam prześliczną dziewczynę...
Ucieszony tą perspektywą zamówił posiłek złożony z kawioru, pieczonej kaczki z jabłkami i kołdunów, o których Polacy powiadają, że pewnego razu bogini przyszła się wykąpać w Wilejce i została zatrzymana na ziemi przez sprytnego zakochanego, któremu dała przepis na danie weselne. Były to pierożki podobne do ravioli, lecz faszerowane mięsem i szpikiem wołowym z majerankiem, które wrzuca się na wrzącą wodę i je się łyżką bez krojenia, by same pękały i rozpływały się w ustach. Do picia wybrał szampana, który miał tę zaletę, że powinien pomóc to wszystko strawić.
Wodząc wzrokiem po sali lśniącej od kryształów i sreber, Aldo pomyślał, że życie sprawiało mu dziwne niespodzianki. Dianora pewnie nie przypuszczała, że dawny kochanek będzie na nią czekać, myśląc o innej, a i on sam chętnie przyznał, że przypadkowe spotkanie zakończyłoby się inaczej, gdyby nie Anielka... Smutna nimfa wiślana oddała mu wielką przysługę, czyniąc go mniej wrażliwym na inwazję rozkosznych wspomnień sprzed lat... Dostarczając Morosiniemu nowej emocji, działała podobnie jak jeden z tych wdzięcznych parawanów, które stawia się przed kominkiem, aby osłabić siłę płomieni.
Niestety, zostało mu już niewiele czasu, jeśli chciał wyjechać jutro wieczorem... A czekało na niego tyle ważnych spraw. Z drugiej strony, nawet jeśli umierał z ochoty na spotkanie, czy warto było tracić czas dla nieznajomej zakochanej w innym, której bezsprzecznie zupełnie nie obchodził? Czy nie rozsądniej byłoby zapomnieć o całej sprawie?
Wszystkie te pytania kłębiły się w jego głowie przez resztę wieczoru, podczas którego otrzymał pokaźną dawkę rozrywki za sprawą orkiestry grającej na przemian wesołe mazurki i rozdzierające nokturny.
Po wypiciu kawy - w jej najbardziej niegodnej postaci, której sekret jest domeną hoteli - Aldo udał się do baru, gdzie mógł się obawiać co najwyżej dyskretnego pianisty. W zacisznej atmosferze znalazł chwilę wytchnienia. Było tu kilku, rozmawiających półgłosem, mężczyzn, którzy siedząc na wysokich stołkach, sączyli różne alkohole. Sam zamówił pierwszy lepszy koniak i długo ogrzewał kryształowy kieliszek w dłoni, wdychając aromat trunku i wodząc wzrokiem za oparami niebieskawego dymu z papierosa.
Po opróżnieniu pierwszego kieliszka pomyślał, czyby nie zamówić następnego, kiedy do jego stolika podszedł barman, który właśnie odebrał telefon.
- Proszę o wybaczenie, jeśli pozwalam sobie przypuszczać, że pan jest księciem Morosinim? - spytał.
- W rzeczy samej.
- Mam przekazać panu wiadomość. Pani Kledermann właśnie wróciła i prosi, abym przekazał, że jest zmęczona i nie przyjdzie na spotkanie.
- Pani jaka...? - Aldo aż drgnął, mając wrażenie, że sufit wali mu się na głowę.
- Pani Moritz Kledermann, ta piękna kobieta, którą zdaje się widziałem rozmawiającą z panem przed kolacją, w holu. Prosiła, aby pana przeprosić, ale...
Morosini stał jak zamurowany. Barman pomyślał, że może popełnił jakąś gafę, kiedy nagle książę otrząsnął się i wybuchnął śmiechem.
- Bez obawy, przyjacielu, wszystko w porządku! Przynieś mi jeszcze jeden koniak!
Kiedy barman wrócił z kieliszkiem, Morosini wręczył mu banknot.
- Czy możesz mi powiedzieć, przyjacielu, który apartament zajmuje pani Kledermann?
- Oczywiście! Apartament królewski...
- Oczywiście, jakbym śmiał wątpić...
Dodatkowy kieliszek koniaku okazał się zbawienny, bo dzięki niemu Aldo zachował spokój w obliczu trzeciej niespodzianki tego wieczoru, i to nie najmniejszej. To, że Dianora ponownie wyszła za mąż, nie zdziwiło go. A nawet się tego domyślał. Aura luksusu roztaczana przez byłą kochankę i jej bajeczną biżuterię - ta, którą dostała od starego Vendramina, nie robiła takiego wrażenia - wszystko to kazało się domyślać w jej życiu obecności niezwykle bogatego mężczyzny. Ale że tym mężczyzną był bankier z Zurychu, którego córkę proponował mu za żonę mecenas Massaria, to przekraczało ludzkie pojęcie. Można było od tego zwariować. Gdyby się zgodził, Dianora zostałaby jego teściową! Co za temat na tragedię... albo raczej na tak lubianą przez Francuzów farsę.
Ponieważ cała sytuacja wydała mu się zabawna, postanowił ją trochę przedłużyć. Rozmowa z żoną szwajcarskiego bankiera mogła być upojną chwilą!
Nie musiał prosić portiera o wskazanie drogi do królewskiego apartamentu; dla stałego bywalca dobrych hoteli nie było nic prostszego. Na pierwszym piętrze poszedł prosto w kierunku imponujących, podwójnych drzwi, do których zapukał, zastanawiając się, co mogło pchnąć Dianorę, podróżującą samotnie w towarzystwie jednej tylko pokojówki, do zainstalowania się w tak wielkim apartamencie. We wszystkich wielkich hotelach suita królewska składała się przeważnie z dwóch salonów, czterech lub pięciu pokoi i tyluż łazienek. To prawda, nie ceniła przecież prostoty...
Drzwi otworzyła mu subretka*13. O nic nie pytając, poprowadziła go przez przedpokój do salonu w stylu empire, gdzie go zostawiła. Salon był majestatyczny, meble ozdobione pozłacanymi sfinksami wysokiej jakości, a ściany kilkoma niebrzydkimi pejzażami, tym samym miejsce to bardziej nadawało się na oficjalne przyjęcia niż na schadzki z byłą kochanką. Na szczęście w kominku buzował przyjemny ogień, łagodząc nieco to przykre wrażenie. Aldo usiadł w najcieplejszym miejscu i zapalił papierosa.
Potem wypalił jeszcze trzy i kiedy zaczął tracić cierpliwość, otworzyły się drzwi, w których stanęła Dianora. Na jej widok Aldo wstał.
- Czy ma pani zwyczaj otwierać drzwi pierwszemu lepszemu? - spytał ironicznie. - Pani pokojówka nawet mnie nie spytała o nazwisko.
- Nie musiała. Jednak niezbyt było panu spieszno, aby mnie odwiedzić.
"Błękitna Gwiazda" отзывы
Отзывы читателей о книге "Błękitna Gwiazda". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Błękitna Gwiazda" друзьям в соцсетях.