Jack zmarszczył czoło, jeszcze raz omacał podejrzaną wypukłość i zaczął jakoś dziwnie przypatrywać się Dianie.
– Kiedy ostatni raz miałaś okres? – zapytał z innej beczki. Tego też nie mogła sobie dokładnie przypomnieć, ale nie sądziła, aby to miało jakieś znaczenie.
– Chyba jeszcze przed urodzeniem Hilary… To znaczy, może ze dwa miesiące temu. Czy coś podejrzewasz? Może mam tam ja kiś guz?
Tego tylko brakowało! Po tym wszystkim, co przeszła, mogło się teraz okazać, że miała raka! Ciekawe, jak zakomunikowałaby to Andyemu? „Kochanie, przykro mi, ale będę musiała umrzeć i zostawić cię samego z dzieckiem”? Na samą myśl o tym łzy nabiegły jej do oczu, ale Jack uspokajająco poklepał ją po ręku.
– Może to, a może co innego. Jak oceniasz swoje szansę na zajście w ciążę?
– Och, daj spokój! – burknęła. – Lekarz powiedział, że najwyżej jedną na dziesięć tysięcy, czy może nawet na dziesięć milionów? Nie pamiętam dokładnie.
– Ale zupełnie tego nie wykluczył, prawda? Gdybyś nie była moją szwagierką, natychmiast bym cię zbadał. Co ty na to, że bym poprosił tu moją koleżankę ginekologa, która cię zbada? Dla pewności sprawdzimy także mocz. Przynajmniej po to, aby wykluczyć prawdopodobieństwo ciąży. Nie chcę stwarzać ci złudnych nadziei, ale to tłumaczyłoby wszystkie twoje objawy.
– Tak samo jak rak. – Spojrzała na niego spode łba.
– Cóż za trafne porównanie! – Poklepał ją po nodze i mimo jej gniewnych pomruków wyszedł na chwilę z gabinetu.
Diana była wściekła na niego, że znów ożywił upiory przeszłości. Dosyć już wycierpiała, nie chciała wracać do tego tematu. Ciąża, myślałby kto!
Jack wrócił w towarzystwie ładnej, młodej kobiety. Przedstawił ją Dianie, która z trudem zdobyła się na uprzejmość.
– Chcielibyśmy wykluczyć ciążę – wyjaśnił swojej współpracowniczce. – U mojej szwagierki stwierdzono niepłodność lub przynajmniej nikłą możliwość zajścia w ciążę, ale zauważyłem u niej pewne niepokojące objawy.
– A czy przeprowadziłeś już test ciążowy?
Jack przecząco pokręcił głową. Polecił Dianie, by się położyła i wskazał koleżance na jej podbrzusze. Kiedy ucisnął to miejsce, Diana poczuła coś w rodzaju skurczu.
– Boli? – zapytał.
– Aha – mruknęła, patrząc w ścianę. Uważała, że nie mieli prawa tak z nią postępować.
– Zbadaj ją, Louise, dobrze? – poprosił Jack.
– Ależ oczywiście – zgodziła się, toteż podziękował jej i wyszedł z gabinetu. Louise pomogła Dianie usadowić się w fotelu ginekologicznym. Przypomniało jej to poprzednie badania, więc zaczęła drżeć na całym ciele. Louise udała, że tego nie zauważa, spokojnie nałożyła rękawice i przystąpiła do badania.
– Z kim konsultowała się pani z powodu niepłodności?
– Z doktorem Alexandrem Johnstonem.
– To rzeczywiście świetny specjalista. I co stwierdził?
– Że jestem niepłodna.
– A nie powiedział dlaczego? – Uważał, że spirala, której używałam podczas studiów, spowodowała stan zapalny. Nie miałam żadnych dolegliwości, ale stwierdził u mnie niedrożne jajowody i zrosty w jajnikach.
Louise kontynuowała badanie. Diana miała już tego dość.
– Spodziewam się, że w związku z tym wykluczył możliwość zapłodnienia in vitro? – zapytała lekarka. Diana przytaknęła.
– I pewnie zaproponował usługi dawczyni jajeczek? Diana aż się wzdrygnęła na to wspomnienie.
– Tak, ale to nas nie interesowało – wyjaśniła. – Adoptowaliśmy już małą dziewczynkę.
Louise z uśmiechem spojrzała we wskazanym kierunku.
– Rzeczywiście, śliczna. – Na tym badanie się skończyło, ale zanim Diana zdążyła spytać o cokolwiek – do gabinetu wrócił Jack i spojrzał pytająco na koleżankę.
– No i jak?
Louise spojrzała na nich niepewnie.
– Nie chciałabym podważać autorytetu moich kolegów… – zaczęła ostrożnie. Wystraszona Diana oczekiwała najgorszego. – Wydaje mi się jednak, że doktor Johnston się pomylił. Wygląda mi to na dziesięciotygodniową ciążę, a może nawet nieco starszą. Gdybym nie wiedziała, że pacjentka miała z tym problemy, diagnoza byłaby jednoznaczna. Kiedy miała ostatnią miesiączkę?
– Mówi, że dokładnie nie pamięta, ale chyba koniec marca albo początek kwietnia.
– No więc jest w ciąży od jakichś trzech miesięcy.
– Co takiego? – wykrzyknęła zdumiona Diana. – Czy państwo robicie ze mnie żarty? Jack, przynajmniej ty nie rób mi czegoś takiego!
– Diano, daję ci słowo honoru, że mówię serio. Louise przeprosiła i zostawiła ich samych, a Jack polecił Dianie, aby poszła do ubikacji i nasiusiała do zlewki. Na uzyskanej próbce moczu wykonał test ciążowy, który dał wynik pozytywny. Potwierdziło to ich diagnozę. Diana bezsprzecznie była w ciąży.
– Ależ to niemożliwe… – powtarzała, gdyż ciągle nie mogła uwierzyć własnemu szczęściu. Gabinet szwagra opuszczała z za mętem w głowie; prosiła tylko Jacka, aby nikomu nie wyjawiał tej radosnej nowiny, dopóki ona nie uczyni tego pierwsza.
Wprost od niego pojechała do agencji, gdzie pracował Andy. Akurat uczestniczył w konferencji, gdy Diana wtargnęła do sekretariatu w dżinsach i z dzieckiem w nosidełku.
– Muszę się z nim widzieć, natychmiast! – oznajmiła sekretarce, która z jej wyrazu twarzy wywnioskowała, że Diana mówi poważnie. Wśliznęła się więc za zamknięte drzwi sali konferencyjnej i wywołała Andyego. Przybiegł zaniepokojony.
– Co się stało? Nie daj Boże, coś z dzieckiem? – Z niepokojem spoglądał na Dianę i zauważył, że jest wprawdzie blada, ale opanowana.
– Skąd, z nią wszystko w porządku, ale muszę z tobą zaraz po rozmawiać. I to w cztery oczy.
– No więc chodź do mojego pokoju.
Odebrał od niej dziecko i weszli do gabinetu, którego wystrój stanowiło drewno i szkło, z fantastycznym widokiem z okna. Dopiero tam, z troską w oczach, przyjrzał się jej dokładniej
– A teraz powiedz, co się właściwie stało? Był przeświadczony, że musiało się stać coś strasznego. Diana najpierw nie wiedziała, od czego zacząć, a wreszcie wypala;
– Jestem w ciąży!
– Mówisz serio? – Patrzył na nią z niedowierzaniem, a potem uśmiechnął się niepewnie: – Eee, pewnie żartujesz!
Z jego ust nie znikł uśmiech nawet wtedy, kiedy Diana przecząco pokręciła głową i dodała:
– To już trzeci miesiąc, masz pojęcie?
– Kochanie, tak się cieszę… – bąkał zmieszany. – Zaraz zaraz… Trzeci miesiąc, to znaczy, że to musiało się stać wtedy kiedy przywieźliśmy Hillie z San Francisco! O rany, ale heca
Nie był jednak aż tak zdziwiony, jak przypuszczała, bo słyszał już o kobietach, które zachodziły w ciążę dopiero wtedy, gdy po wielu nieudanych próbach decydowały się na adopcję,
– Jak to, wtedy byłam przecież tak zmęczona, że nie miałam ochoty na te rzeczy! – przypomniała sobie Diana.
– Ciekawe, bo myślałem, że to ja – zażartował. – Chyba że to się stało przez zapylenie?
– Nie przypuszczam.
– Coś podobnego, wprost nie mogę uwierzyć! Kiedy masz termin? – Nie jestem pewna. Jack coś mówił, ale byłam tak oszołomiona, że nie słuchałam. Chyba około dziesiątego stycznia.
– Niech ja skonam! Musimy koniecznie powiadomić o tym Johnstona.
– A niech gęś kopnie Johnstona! – odburknęła i znienacka rzuciła się Andyemu na szyję. Z radości podniósł ją i przetańczył z nią dookoła pokoju.
– Super! Hurra! – wykrzykiwał. – Będziemy mieć dzidziusia! Nagle spoważniał i przypomniał sobie, o co powinien był przede wszystkim zapytać.
– A jak się teraz czujesz? Bo chyba już wiemy, skąd się brały tamte dolegliwości, prawda?
– Jack zapewnił, że najgorsze mam za sobą – uspokoiła go. – Twierdzi, że za tydzień lub dwa powinnam się czuć zupełnie dobrze.
– W takim razie musimy to uczcić i wyskoczyć gdzieś wieczorem. Może do „L0rangerie”? Smarkatą najwyżej zostawimy w szatni.
Pocałował ją jeszcze raz i wrócił na konferencję. Natomiast Diana została jeszcze trochę, kontemplując widok z okna jego gabinetu, aby trochę dojść do siebie.
Pilar starała się nie przejmować ciążą, zwłaszcza odkąd pomyślnie przeszła badania prenatalne w czerwcu. Bała się ich śmiertelnie, ale wszystko poszło gładko. Polegało to na pobraniu płynu owodniowego za pomocą dwóch długich igieł, z każdego pęcherza płodowego oddzielnie. Dzięki tym badaniom dowiedziała się, że bliźnięta są zdrowe oraz że są chłopcem i dziewczynką.
Doszła więc do wniosku, że to dobry moment, aby poinformować o ciąży matkę. Zadzwoniła do niej w sobotę po południu, licząc w skrytości ducha, że podczas weekendu nie zastanie jej w domu. Tymczasem pani doktor pełniła w domu dyżur pod telefonem, bo miała na swoim oddziale dwoje ciężko chorych dzieci, więc podniosła słuchawkę zaraz po pierwszym dzwonku.
– Ach, to ty! – Na telefon od córki zareagowała wyraźnym zaskoczeniem. – Myślałam, że dzwonią ze szpitala. Co tam u ciebie?
Pilar od razu przypomniała sobie własne dzieciństwo, kiedy matka zawsze miała na głowie setki niezmiernie ważnych spraw, w których tylko jej przeszkadzała. Teraz jednak to ona miała jej do powiedzenia coś ważnego i była ciekawa, jak matka zareaguje.
– Wszystko w porządku, mamo. A ty jak się miewasz?
– Jak zawsze, mam mnóstwo pracy. Co porabia Brad?
– Dziękuję, ma się całkiem dobrze, ale posłuchaj, muszę ci coś powiedzieć.
– Co, źle się czujesz? – Pilar była mile zaskoczona, bo w głosie matki wyczuła coś w rodzaju troski.
– Skąd, czuję się świetnie, ale wiesz co? Jestem w ciąży! Okrasiła tę wiadomość uśmiechem, bo raptem pomyślała, że matka ucieszy się z tego tak samo jak ona. Tymczasem w słuchawce zapadła cisza, którą przerwał lodowaty głos Elizabeth Graham.
– Czyś ty zwariowała? Przecież uprzedzałam cię zaraz po ślubie, że i ty, i Brad jesteście za starzy, by nawet myśleć o dzieciach!
– Nasi lekarze są innego zdania. Skonsultowaliśmy się z nimi, zanim zdecydowałam się na ciążę.
– Więc to było planowane?
– Tak.
– Czyste szaleństwo! – Pani doktor miała już sześćdziesiąt dziewięć lat, więc reprezentowała raczej konserwatywne poglądy.
"Łaska losu (Nadzieja)" отзывы
Отзывы читателей о книге "Łaska losu (Nadzieja)". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Łaska losu (Nadzieja)" друзьям в соцсетях.