Podziękowała szefowej za życzliwość i poszła opróżnić swój pokój, którego firma potrzebowała dla pracownika zastępującego ją podczas jej nieobecności. W ciągu godziny zapakowała wszystko do pudeł i poleciła portierowi, aby zniósł je do jej samochodu. Wychodząc, zajrzała do Eloise, która akurat wyjmowała suflet z piekarnika.
– O, to wygląda zachwycająco! – pochwaliła wypiek, którego zapach rozszedł się po całym pokoju.
– Ty też. – Eloise się uśmiechnęła. – Dawno cię nie widziałam. Napijesz się kawy?
– No, może szybko…
– Już ci nalewam.
Diana usiadła przy ladzie kuchennej działu kulinarnego, a Eloise podała jej parującą filiżankę i spodeczek z porcją sufletu.
– Nie wypróbowałam jeszcze tego przepisu – uprzedziła. – Skosztuj i powiedz, co o tym myślisz.
Diana włożyła kęs do ust i przymknęła oczy. Na jej twarzy od malował się absolutny zachwyt.
– Pycha!
– To dobrze. A co u ciebie słychać? – Wiedziała, co Diana przeżywała przez ostatni rok, bo kiedyś spotkały się przypadkiem i powiedziały sobie wszystko. Wtedy Diana była tak przy gnębiona, że odsunęła się od większości znajomych. – Wyglądasz świetnie.
Prawda przedstawiała się tak, że Diana wypiękniała, odkąd zeszła się z powrotem z Andym. Sprawiała wrażenie, jakby na nowo wstąpiło w nią życie, ponadto przestała uzależniać swoje szczęście od faktu posiadania dziecka. Równocześnie jednak spoważniała, co świadczyło, że przejścia nie minęły bez śladu.
– Miło mi. – Diana z łobuzerskim uśmiechem popijała kawę. – A wiesz, że od niedzieli mamy dziecko?
– Co macie? Czy ja dobrze słyszę?
– Owszem, dobrze. To dziewczynka, nazywa się Hilary. Urodziła się w niedzielę i chcemy ją adoptować.
– No, to się wam udało. – Eloise ucieszyła się z radości przyjaciółki. Wiedziała, że ona i Andy otrzymali wspaniały dar, i że na pewno będą kochać to dziecko.
– Dostałam pięć miesięcy urlopu macierzyńskiego, ale potem wrócę do pracy. Możesz przychodzić w odwiedziny do małej, a ja będę z powrotem w firmie pod koniec roku.
– Tylko że mnie tu nie będzie – rzekła ze smutkiem Eloise. – Dostałam lepszą pracę w Nowym Jorku, więc dziś rano złożyłam wymówienie. Wyjeżdżam za dwa tygodnie. Właśnie chciałam ci to powiedzieć.
– Będzie mi ciebie brakować – szepnęła Diana. Zawsze szanowała Eloise i żałowała, że nie zdążyła poznać jej lepiej, ale w ubiegłym roku tyle się wydarzyło, że zabrakło miejsca na przyjaźń. Eloise dobrze to rozumiała.
– Mnie ciebie także. Odwiedzisz mnie w Nowym Jorku, ale przed wyjazdem chciałabym zobaczyć tego dzidziusia. Zadzwonię do ciebie w tym tygodniu.
– Świetnie! – Diana dopiła kawę i uściskała serdecznie Eloise.
Po drodze do domu myślała, że będzie jej brakować towarzystwa koleżanek z redakcji. Ale im bardziej zbliżała się do domu, tym więcej myśli poświęcała dziecku, a pismo, w którym pracowała, mogło równie dobrze istnieć na innej planecie.
W maju Charlie i Beth znali się już od dwóch miesięcy, a jemu wydawało się, że zna ją od wieków. Mogli rozmawiać o wszystkim, więc opowiedział jej o swoim dzieciństwie i wyniesionych z tamtego okresu urazach, które spotęgowały jego pragnienie posiadania prawdziwego domu i rodziny. Wspomniał też o swym nieszczęśliwym małżeństwie z Barbarą i o tym, jak boleśnie przeżył jej odejście. Od tamtej pory zdążył to i owo przemyśleć i skłaniał się teraz ku przypuszczeniu, że związek z nią był po prostu wielką pomyłką.
Do tej pory nie wspomniał Beth o swojej bezpłodności. Bał się bowiem, że gdy wyzna Beth prawdę – ona odejdzie, a zbyt wiele w życiu stracił, by ryzykować jeszcze i tę utratę.
W Dzień Matki zaprosił obie na późne śniadanie w Marina Del Rey. Wcześniej wyskoczył razem z Annie po kwiaty dla Beth, do których dołączył laurkę, jaką Annie wymalowała w szkole. Po południu poszli na plażę, gdzie grali w piłkę, śmiali się, rozmawiali. Charlie okazał się wspaniałym kompanem dla Annie, a kiedy mała odbiegła, aby przyłączyć się do zabawy innych dzieci, Beth skorzystała z okazji i zadała mu pytanie, które od dawna cisnęło się jej na usta.
– Charlie, jak to się stało, że dotąd nie miałeś własnych dzieci? – rzuciła obojętnie, leżąc na piasku z głową na jego piersi. Dlatego od razu poczuła, jak usztywnił się, słysząc to pytanie.
– Bo ja wiem? Pewnie brakowało mi czasu albo pieniędzy. – Próbował ją zbyć, co było zupełnie do niego niepodobne. Tym bardziej że wcześniej wspominał jej o swoich nieporozumieniach z Barbie, spowodowanych tym, że nie chciała mieć dzieci, a w końcu zaszła w ciążę z kim innym. – Nie sądzę, abym się kiedyś jeszcze ożenił. A nawet wiem na pewno, że nie – dodał.
Beth spojrzała na niego z nieśmiałym uśmiechem, bo przecież nie czekała na jego oświadczyny. Po prostu chciała wiedzieć coś więcej o jego przeszłości, interesowało ją wszystko, co go do tyczyło.
– Nie dlatego pytam, że chcę zaciągnąć cię do ołtarza! – wyjaśniła. – Pytałam tylko, dlaczego nie miałeś dotąd dzieci?
Zadała to pytanie tonem całkowicie niezobowiązującym, ale Charlie był wyraźnie spięty. Zaczęła się już zastanawiać, czy nie powiedziała czegoś niestosownego, gdy Charlie podniósł się z piasku i usiadł prosto. Doszedł właśnie do wniosku, że zanadto polubił Beth, aby ją oszukiwać. Postanowił, że lepiej powiedzieć prawdę od razu, żeby nie traciła z nim czasu na darmo.
– Nie mogę mieć dzieci, Beth. Dowiedziałem się o tym pół roku temu, przed samym Bożym Narodzeniem. Robili mi różne badania, które wykazały, że jestem bezpłodny. Bardzo to przeżyłem.
Ciężar tego wyznania przytłoczył go. Z lękiem oczekiwał jej reakcji. Wiedział jednak, że postąpił wobec niej uczciwie.
– Och, Charlie… – Pożałowała, że w ogóle zadała mu to pytanie, ale szczerze mu współczuła. Wyciągnęła do niego rękę, ale tym razem on nie ujął jej w swoją, tylko zachował dziwny dystans.
– Może powinienem był powiedzieć ci o tym wcześniej, ale wydawało mi się, że takich rzeczy nie mówi się na pierwszej randce. – „Ani w ogóle” – dodał w myśli.
– Pewnie, że powinieneś! – Usiłowała żartować. – Wtedy nie zawracalibyśmy sobie głowy gumkami! – Oboje używali prezerwatyw, gdyż w początkowym okresie znajomości uważali to za celowe. Beth ponadto stosowała krążek, czego Charlie nigdy jej nie odradzał. Teraz wydawało się to śmieszne, ale jej, a nie jemu.
– Nic się przecież nie stało. – Próbowała załagodzić sytuację, ale przypomniała sobie coś jeszcze. – Dlaczego mówiłeś, że nie chcesz się więcej żenić?
– Wydaje mi się, że nie mam prawa. Weźmy na przykład ciebie. Masz taką śliczną dziewczynkę, więc pewnie zechcesz mieć jeszcze dzieci.
– A skąd wiesz, że zechcę? I czy w ogóle mogę?
– A nie możesz? – spytał ze zdziwieniem. Widział, jak kochała Annie, więc nie mógł uwierzyć, że nie chciałaby mieć więcej dzieci.
– No nie, oczywiście mogę! – wyznała szczerze. – To by zależało od tego, za kogo bym wyszła, jeśli w ogóle za kogoś wyjdę. Ale prawdę mówiąc, nie jestem pewna, czy chcę mieć więcej. Annie w zupełności mi wystarczy, tym bardziej że sama byłam jedynaczką i dobrze mi z tym było. Zresztą czasem ledwo daję radę utrzymać siebie i Annie.
Charlie dawno już to zauważył i dlatego starał się jak najczęściej przynosić im przynajmniej drobne upominki i od czasu do czasu zapraszać do restauracji.
– Ale gdybyś wyszła za mąż, twój mąż na pewno chciałby mieć dzieci. Ja na jego miejscu bym chciał… – zaczął ze smutkiem. – Myślę, że któregoś dnia uda mi się adoptować małego chłopczyka. Już odkładam na to pieniądze, bo teraz pozwalają samotnym rodzicom na adopcję. Chciałbym przygarnąć takiego dzieciaka, który inaczej nie miałby szans wyrwania się z jakiejś cholernej instytucji dobroczynnej, bo nikt go nie chciał pokochać. A może nawet więcej takich dzieciaków… – Na przykład ile? – spytała nerwowo.
– Bo ja wiem? Może dwoje albo troje… Na razie to tylko marzenie, ale myślałem o tym nawet wtedy, kiedy sądziłem jeszcze, że będę mógł mieć własne dzieci.
– A jesteś pewien, że nie będziesz mógł?
– Niestety. Badał mnie jeden mądry doktor w Beverly Hills i orzekł, że nie mam szans. Myślę, że miał rację, bo do tej pory nigdy specjalnie nie uważałem, a jakoś nic z tego nie wyszło.
– No to co, przecież to nic takiego – próbowała go pocieszyć. Współczuła mu, ale nie uważała tego za tragedię i miała nadzieję, że on też jest podobnego zdania. W każdym razie niepłodność Charliego nie podważała pozytywnej opinii Beth o jego męskości.
– Może i nic, ale porządnie mnie to trząchnęło! – wyznał. – Tak strasznie chciałem dochować się własnych dzieci! Próbowałem za wszelką cenę zrobić dziecko Barbie, żeby ratować nasze małżeństwo, a udało się to komu innemu! – dokończył z gorzką ironią.
Ostatnio jednak jakby mniej się tym przejmował, bo zaczął podchodzić do sprawy filozoficznie. Owszem, ciężko przeżył rozpad swojego małżeństwa, ale odkąd poznał Beth i Annie, martwił się raczej tym, że jego miłość do Beth nie miała perspektyw. Wydawało mu się bowiem – bez względu na to, co ona o tym myślała – że nie ma prawa zawiązywać jej życia i pozbawiać możliwości posiadania dzieci. Wprawdzie twierdziła, że nie przykłada do tego wagi, ale była jeszcze tak młoda, że mogła z czasem zmienić zdanie.
– Nie powinieneś się tym gryźć – oświadczyła tymczasem Beth. – Myślę, że kobieta, która naprawdę cię pokocha, nie będzie oceniać cię na podstawie tego, czy możesz mieć dzieci, czy nie.
– Tak sądzisz? – spytał, wyraźnie zaskoczony. Znów leżeli przytuleni na piasku, a Beth złożyła głowę na jego ramieniu. – Nie jestem pewien, czy masz rację.
– W każdym razie dla mnie to nie ma znaczenia.
– A powinno mieć! – pouczył ją Charlie ojcowskim tonem. – Jesteś jeszcze za młoda, żeby marnować swoje życie.
– Tylko mi nie mów, co mam robić! – Beth się zdenerwowała. – Zrobię, co zechcę, a właśnie chcę ci powiedzieć, że nie przeszkadza mi to, że nie możesz mieć dzieci!
"Łaska losu (Nadzieja)" отзывы
Отзывы читателей о книге "Łaska losu (Nadzieja)". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Łaska losu (Nadzieja)" друзьям в соцсетях.