Równocześnie przywołał Dianę ruchem ręki. Wiedział doskonale, co ona tu robi, więc chciał, aby zobaczyła, jak główka dziecka wychyla się na świat. I rzeczywiście, między nogami Jane widoczna już była maleńka główka o ciemnych włoskach, a matka parła ze wszystkich sił, aż rozległ się oczekiwany przez wszystkich krzyk. Maleństwo spojrzało ciekawymi świata oczkami na Dianę, która wydała okrzyk zachwytu, a Andy uronił kilka łez.

Położnik owinął dziewczynkę w pieluszkę i podał Dianie, choć z Jane wciąż łączyła je pępowina. Diana zalała się łzami, przez które niewiele widziała.

Stali z Andym ramię w ramię, podziwiając cud narodzin, który ziścił się na ich oczach. Potem, gdy tylko pępowina została przecięta, Diana delikatnie podała dziecko Jane. W końcu na pracowała się tak ciężko przy wydaniu go na świat, że miała prawo przez chwilkę je potrzymać! Jane jednak skorzystała z tego prawa rzeczywiście tylko przez chwilkę, po czym zaraz przekazała dziecko Edwardowi. Płakała przy tym i wyglądała na kompletnie wyczerpaną. Edward popatrzył na córkę wzrokiem zupełnie wypranym z emocji i zaraz oddał ją położnej.

Dziecko zważono, zmierzono i poddano wstępnym badaniom. Okazało się, że miała idealne wyniki, typowe dla zdrowego noworodka. Ważyła trzy kilogramy, a mierzyła pięćdziesiąt centymetrów. Tak więc, po dwóch latach cierpień, Diana doczekała się upragnionego dziecka. Maleństwo z wózeczka patrzyło dużymi, zdziwionymi oczkami na swoich nowych rodziców, a oni wpatrywali się w nie z nabożnym podziwem, nie wiedząc, jak wyrazić swą wdzięczność Jane i Edwardowi.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Nazajutrz Diana i Andy biegali po mieście, kupując pieluszki, malutkie koszulki, skarpetki, buciczki, czapeczki, kocyki i całe mnóstwo innych rzeczy, o których słyszeli, że mogą być potrzebne. Dziecko mieli odebrać w poniedziałek rano, a tymczasem umówili się z Edwardem i Jane, aby podpisać wstępną umowę.

Jane wyglądała lepiej niż wczoraj o północy, ale widać było, że przeżyła ciężki wstrząs. Żywo zareagowała na widok Diany, ale choć planowała, że podziękuje jej za opiekę nad córeczką, to skończyło się na tym, że rozpłakała się w ramionach Edwarda. Widząc to, Diana poczuła się tak, jakby im odbierała to dziecko na siłę, i także się rozpłakała.

– Naprawdę, bardzo mi przykro! – zapewniała przez łzy. – Obiecuję ci, że zrobimy wszystko, aby miała u nas jak najlepiej… i żeby była szczęśliwa!

Uścisnęła Jane na pożegnanie i Andy szybko wyprowadził ją z pokoju, bo sam już nie mógł powstrzymać łez. Postanowili, że po drodze wstąpią na oddział noworodków, aby rzucić okiem na małą. Cieszyli się, że tu zajrzeli. Śpiąca dziewczynka wydała się im malutka i piękna. Zamienili kilka słów z opiekującym się nią lekarzem pediatrą, który poinformował ich, jaką mieszankę dziecko otrzymuje, jak często trzeba ją będzie karmić i jak pielęgnować nie zagojony pępek. Doradzał także wizytę kontrolną u ich lekarza rodzinnego, na co Diana zrobiła tylko głupią minę i postanowiła skonsultować się ze swymi siostrami.

– Zadzwonię do Samanty – zdecydowała i uśmiechnęła się, bo od tygodni nie rozmawiała z siostrą, głównie dlatego, żeby nie wysłuchiwać peanów na cześć jej dziecka. – Masz pojęcie, jak się zdziwi?

Śmiała się jeszcze w windzie, kiedy już opuszczali szpital, a potem przeszli spacerkiem na Sacramento Street, aby coś zjeść. Ostatnie dwa dni były wprawdzie cudowne, ale jednak męczące, a nazajutrz rano mieli już odebrać dziecko. Jane wychodziła wtedy ze szpitala, ale postanowiła nie widywać więcej dziecka, zbyt dużo ją to kosztowało.

– Chyba nie zmieni zdania, prawda? – Diana była bardzo nie spokojna.

Andy nie odpowiedział jej od razu, tylko po chwili namysłu.

– Nie przypuszczam, ale musimy się liczyć z taką możliwością, dopóki nie podpiszemy z nimi ostatecznej umowy. Teoretycznie mogą do ostatniej chwili zmienić zdanie, ale wyglądali mi na zdecydowanych, przynajmniej Edward. Myślę, że ona też, ale dla niej to cięższe przeżycie.

Diana nie mogła sobie wyobrazić, jak można oddać własne dziecko w obce ręce i cieszyła się, że ją to nigdy nie spotka. Musiała jeszcze omówić z Andym parę istotnych kwestii, jak na przykład imię dla dziecka. Nie podjęli jeszcze ostatecznej decyzji, ale najbardziej podobało im się imię Hilary.

Tego ranka oboje zadzwonili do swoich instytucji i uprzedzili, że z powodu choroby nie stawią się w pracy.

Andy planował wzięcie jeszcze przynajmniej jednego wolnego dnia, a Diana myślała o dłuższym urlopie, a może nawet o złożeniu wymówienia. Na razie jeszcze nie skonkretyzowała swoich planów.

W szpitalu czekał na nich Eric Jones, który miał dalsze dokumenty do podpisania. Widział się już z Edwardem i Jane, którzy na szczęście opuścili szpital wcześniej. Douglasowie mieli więc ten etap czynności adopcyjnych za sobą i mogli swobodnie zająć się dzieckiem.

Im wyżej wznosiła się winda – tym większe podniecenie ogarniało Dianę. Przyniosła ze sobą wiklinowy koszyk wyłożony białą szydełkową koronką, a w wynajętym samochodzie zamontowali już fotelik. Robili wszystko, aby podkreślić, jak wielkim wydarzeniem jest dla nich powrót do domu z własnym dzieckiem. Wybrali nawet imiona dla małej – Hilary Diana.

Maleństwo spało, kiedy Andy i Diana, narzuciwszy fartuchy na okrycia, weszli na oddział noworodków. Pielęgniarka pouczyła Dianę, jak ubierać i przewijać małą, kiedy podawać jej mieszankę, a kiedy roztwór glukozy.

Dziewczynka na rękach pielęgniarki otworzyła buzię i ziewnęła, popatrzyła zaspanymi oczkami na Dianę i Andyego, ale podczas ubierania znów je zamknęła. Diana poczuła wtedy, jak wzbiera w niej taka miłość, jakiej nigdy nie czuła do nikogo, nawet do Andyego. Ze łzami w oczach włożyła małej różową sukieneczkę, takież same buciczki i wsunęła ją w ciepły śpiworek. Do tego dopasowała wdzięczny czepeczek przybrany różowymi różyczkami, toteż maleństwo, gdy je podniosła w górę, wyglądało zachwycająco. A Andyemu Diana nigdy nie wydała się równie piękna.

– No, mamuśka, chodźmy – zachęcił ją łagodnie. Wyszli do holu, gdzie czekał na nich Eric Jones z informacją, że dziecko zostało już wypisane ze szpitala. A zatem należało już do nich!

Oboje uściskali Erika i podziękowali mu serdecznie, a on od prowadził ich do wynajętego samochodu, którego bagażnik wypełniały trzy pudła z ciuszkami dla niemowlaka i wielki pluszowy miś kupiony przez Andyego. Diana zapięła pas i na pożegnanie krzyknęła do Erika:

– Dziękujemy za wszystko!

On zaś machał za nimi jeszcze wtedy, gdy wóz już ruszył. Miło było patrzeć na taką szczęśliwą rodzinkę.

Diana rozsiadła się wygodnie na tylnym siedzeniu obok dziecka i popatrywała stamtąd na Andyego. Wprost trudno jej było uwierzyć, że tyle wydarzyło się w czasie krótszym niż czterdzieści osiem godzin.

– Masz pojęcie, że to się stało naprawdę? – spytała z promiennym uśmiechem. Jednak małe paluszki zaciskające się wokół jej palca dowodziły, że są prawdziwe, a mała Hilary wyglądała jak wzór doskonałości.

– Wciąż nie mogę w to uwierzyć! – wyznał Andy szeptem, bo bał się obudzić maleństwo. Przez całą drogę na lotnisko przyglądał się Dianie z uśmiechem. – A co planujesz zrobić ze swoją pracą?

Pytanie było jak najbardziej na czasie, gdyż Diana zdążyła się zaangażować w pracę redakcyjną, a tu nagle wszystko stanęło na głowie.

– Nie jestem pewna, ale chyba wezmę urlop macierzyński – wyznała.

– Już widzę, jak się twoja naczelna ucieszy! – zakpił Andy, ale sam też miał zamiar wziąć przynajmniej tydzień urlopu, aby po móc Dianie i lepiej poznać córkę. Ich córkę – jak to dziwnie brzmiało! Oboje musieli się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Dianie było przykro, że jej radość wiązała się z bólem Jane, ale w końcu Jane sama tego chciała.

Zanim wsiedli do samolotu, Hilary się obudziła, więc Diana przewinęła ją i napoiła roztworem glukozy. Mała znowu zasnęła. Przez cały lot Diana trzymała ją w ramionach, czując przy piersi ciepło śpiącego maleństwa, a w sercu wzbierającą miłość, jakiej nie przeżywała nigdy dotąd.

– Nie wiem, która z was jest szczęśliwsza, ty czy panna Hilary? – żartował Andy, delektując się drinkiem podanym przez stewardesę. Uważał, że mu się to w pełni należało.

Do domu dotarli już po południu, ale Diana miała wrażenie, jakby wróciła tu po wielu latach. Tyle się w ich życiu zmieniło od telefonu w piątkowy wieczór, aż trudno im było uwierzyć, że minęły dopiero trzy dni.

– W którym pokoju ją położymy?

– Myślę, że w naszym. Nie chciałabym, żeby spała zbyt daleko od nas, a w nocy tak czy siak będę musiała wstawać, żeby ją nakarmić.

– Tak, wiem, po prostu nie chcesz oddalić się od niej ani na chwilę! – Andy parsknął śmiechem. Nie dziwił się jej jednak, bo sam, stawiając koszyczek z dzidziusiem przy łóżku, pomyślał, że to dziecko już wrosło mu w serce.

Wieczorem Diana zadzwoniła do swojej młodszej siostry Samanty, aby poleciła jej dobrego pediatrę. Skłamała, że potrzebuje takiego specjalisty dla koleżanki, ale szkoda, że Sam nie mogła widzieć jej łobuzerskiego uśmiechu! Sam podała jej nazwisko lekarza, ale zdziwiła się, bo Diana, jakby nigdy nic, spytała o zdrowie jej dziecka i zaproponowała, aby nazajutrz do niej wpadła.

Samanta, świadoma nadwrażliwości Diany na tym punkcie, rozmawiała z nią bardzo ostrożnie, ważąc każde słowo.

– Widzisz, Di, nie mam z kim zostawić małego, bo Seamus pracuje teraz nad nowym obrazem… Mogę przyjść jedynie wtedy, kiedy starsze są w przedszkolu, ale musiałabym przynieść małego ze sobą…

Spodziewała się, że Diana się na to nie zgodzi, bo dotychczas tylko raz widziała jej synka zaraz po urodzeniu, a i to z daleka.

– Ależ proszę bardzo, nie mam nic przeciwko temu! – zaszczebiotała radośnie Diana, co Samancie wydało się mocno podejrzane.

– Jesteś tego pewna? – spytała na wszelki wypadek.

– Oczywiście, jestem teraz bardzo pozytywnie nastawiona do dzieci.