– Może się jeszcze zobaczymy – rzucił na odchodnym, choć nie bardzo na to liczył. Nie spytał nawet o ich nazwisko ani numer telefonu, choć od razu je polubił. Po co miał się interesować nieznaną kobietą z dzieckiem? Odkąd Barbie odeszła, nie umawiał się z nikim na randki i nawet nie miał na to ochoty. Przy puszczał zresztą, że mama Annie jest mężatką. Musiał jednak przyznać, że była słodka.

– Cześć, Charlie! – Annie machała za nim ręką. – Miłych walentynek!

– Dziękuję! – odkrzyknął i przez dalszą część dnia czuł się już lepiej. Ta matka z córką miały w sobie coś takiego, co jeszcze długo rozjaśniało jego codzienną wegetację.

Poszukiwanie nowego miejsca pobytu Diany zajęło Andyemu miesiąc. A kiedy już zdobył jej adres, początkowo nie był pewien, co zrobić z tą informacją. Adwokat Diany oświadczył mu zdecydowanie, że pani Douglas ma zamiar rozwiązać to małżeństwo. Po osiemnastu miesiącach trwania związku obficie znaczonego łzami nie chciała więcej widzieć Andyego. Owszem, życzyła mu dobrze, ale wyraźnie dawała mu do zrozumienia, że wszystko skończone.

Od tego czasu jeszcze kilka razy dzwonił do niej do pracy, ale Diana wciąż nie odbierała telefonów. Stale więc wracał myślami do tego idiotycznego lunchu z kandydatką na matkę zastępczą i jej mężem. Najwyraźniej był to ostatni gwóźdź do trumny ich małżeństwa. Wygłupili się – i ci „poszukiwacze nasienia”, i oni ze swym rozpaczliwym pragnieniem dziecka. W gruncie rzeczy zależało mu znacznie bardziej na Dianie niż na dziecku.

Na szczęście przypadkowo spotkani Seamus i Samanta zdradzili mu jej obecne miejsce pobytu. Okazało się, że wynajęła stary domek w Malibu, położony przy samej plaży, który kiedyś oglądali jeszcze przed ślubem. Pamiętał, że Diana zawsze chciała mieszkać nad morzem.

Adresu dowiedział się podstępem, gdy wmówił Seamusowi i Samancie, że musi podrzucić Dianie jakieś jej rzeczy. Ci oczywiście wyrazili mu swoje współczucie z powodu tego, co się stało.

– Wszystkiemu winne pech i głupota – tłumaczył im Andy. – Ona miała pecha, a ja byłem kosmicznie głupi.

– Może jeszcze jej przejdzie? – Samanta próbowała go pocieszać. Wyglądała, jakby miała lada chwila urodzić i rzeczywiście jechali właśnie z Seamusem na badanie kontrolne.

Przez dwa dni zastanawiał się, jaki użytek zrobić z otrzymanej informacji. Gdyby spróbował wpaść do niej, pewnie by go nie wpuściła. Ewentualnie mógł kręcić się po plaży, czekając, aż Diana wyjdzie się przejść, ale jeśli akurat nie miała ochoty na spacer? Dopiero na walentynki kupił tuzin czerwonych róż i gotów na wszystko pojechał do Malibu. Modlił się, aby ją zastać, ale nie było jej w domu. Położył więc róże na schodkach ganku wraz z bilecikiem, na którym napisał: „Kocham cię. Andy”. Wsiadł już do samochodu, gdy akurat nadjechała. Zobaczyła go i nie wysiadała z wozu. Wobec tego sam wysiadł i pod szedł do niej. Stał przy wozie dopóki, choć niechętnie, nie od sunęła szyby.

– Nie powinieneś był tu przyjeżdżać! – powiedziała stanowczo, nie patrząc mu w oczy. Wyglądała, jakby wyszczuplała, lecz dodało jej to tylko urody. Miała na sobie czarną sukienkę, elegancką, a równocześnie seksowną. W końcu wysiadła, ale wciąż stała przy samochodzie, jakby w razie czego zamierzała się w nim schronić. – Po co przyjechałeś?

Zauważyła wprawdzie kwiaty pod drzwiami, ale nie była pewna, czy to on je przyniósł. Jeśli tak, to nie chciała ich przyjąć. Miała już dość zadręczania się i jemu życzyła tego samego. Nad szedł najwyższy czas, aby z tym skończyć.

– Chciałem się z tobą zobaczyć – wyznał ze smutkiem. Wyglądał teraz zupełnie jak ten chłopiec, którego ongiś poślubiła, tylko lepiej. Miał dopiero trzydzieści cztery lata, a więc był jeszcze młodym, przystojnym blondynem, który nadal ją kochał.

– Czy mój adwokat nie powtórzył ci, co chcę zrobić?

– Powtórzył, ale ja z zasady nie słucham adwokatów. – Roześmiał się, więc i ona musiała się mimo woli uśmiechnąć. – Zresztą w ogóle mało kogo słucham. Chyba wiesz o tym.

– A szkoda, bo czasem dobrze by ci to zrobiło. Zaoszczędził byś sobie wielu kłopotów.

– Naprawdę? Ciekawe jak? – Udał niewiniątko, ale przede wszystkim nie posiadał się ze szczęścia, że ją widzi i jest blisko niej. Chętnie spowodowałby, żeby mówiła jak najdłużej. Delikatny powiew morskiej bryzy przynosił zapach jej perfum. Używała „Caleche”, od Hermesa, które najbardziej na niej lubił.

– Na przykład przestałbyś walić głową w mur. – Próbowała sobie wmówić, że jego obecność nie robi na niej wrażenia. Chciała się w ten sposób sprawdzić.

– A kiedy lubię.

– Ale to nie ma sensu, Andy.

– Przyniosłem ci kwiaty… – zaczął z innej beczki. Nie bardzo wiedział, co innego ma powiedzieć, a nie chciał się dać tak łatwo spławić.

– Tego też nie powinieneś robić – skarciła go ze smutkiem. – Naprawdę mógłbyś dać już sobie spokój. Za pięć miesięcy odzyskasz wolność i będziesz mógł ułożyć sobie nowe życie beze mnie.

– Kiedy ja wcale nie chcę.

– Oboje tego chcemy – oświadczyła stanowczo.

– Nie wmawiaj mi, czego ja chcę, dobrze? – warknął. – Chcę ciebie i koniec, do jasnej cholery! Nie potrzebuję żadnych pieprzonych matek zastępczych. W głowie mi się nie mieści, jak mogłem wtedy być takim idiotą! I nie chcę żadnego dziecka, chcę tylko ciebie! Proszę cię. Di, daj mi jeszcze jedną szansę. Ja tak cię kocham… – Chciał jeszcze dodać, że nie może bez niej żyć, ale łzy wzbierające w gardle stłumiły ostatnie słowa.

– Ja też nie chcę dziecka. – Kłamała i oboje o tym wiedzieli. Gdyby jakiś czarownik dotknięciem różdżki mógł sprawić, aby zaszła w ciążę, skorzystałaby z tego natychmiast. Nie chciała już jednak nawet dopuszczać do siebie takich myśli. – Nie chcę także być mężatką, bo nie mam do tego prawa.

Próbowała nadać swojemu głosowi przekonujące brzmienie, bo sama już prawie w to uwierzyła. – W życiu nie słyszałem podobnego głupstwa! A niby dlaczego? Bo nie możesz zajść w ciążę? No i co z tego? Myślisz, że tylko ludzie płodni mogą się pobierać?

– Powinni pobierać się między sobą, aby nikomu nie sprawiać zawodu.

– Aleś wymyśliła! Że też wcześniej na to nie wpadłem! – szydził Andy. – Di, nie bądź dzieckiem. Przeszliśmy ciężki kryzys, ale świat się na tym nie kończy. Wciąż mamy szansę wyjść z tego obronną ręką.

– To nie my przeszliśmy kryzys, tylko ja – poprawiła.

– A ja tymczasem latałem jak kot z pęcherzem, wynajdując jakąś szurniętą buddystkę w charakterze matki zastępczej? Dobrze więc, oboje zachowywaliśmy się jak wariaci i co z tego? Po wiem więcej, to był najgorszy okres w moim życiu, ale mamy go już za sobą. Przed nami reszta życia i nie możemy zrezygnować z siebie tylko dlatego, że trochę nam odbiło.

– Dlatego nie chcę, aby jeszcze kiedyś nam odbijało – podchwyciła. – Tak samo nie chcę robić wielu rzeczy tylko dlatego, że „tak wypada”. Nie chcę chodzić na chrzciny, pępkówki i do szpitali, w których rodzą się dzieci. Samanta wczoraj urodziła swoje i wiesz, co zrobiłam? Zadzwoniłam do niej i uprzedziłam, że nie wybieram się na żadną imprezę z tej okazji. No i dobrze! Tylko w ten sposób może jakoś zdołam przeżyć najgorszy okres, a jeśli nie, to trudno! Nie mam zamiaru sama cierpieć i unieszczęśliwiać kogoś, kto mógłby mieć dzieci, a przeze mnie ich nie ma. Chromolę wszystkie matki zastępcze i dawczynie jajeczek, chcę żyć swoim życiem! A życie nie kończy się na małżeństwie i dzieciach, mam na szczęście jeszcze swoją pracę.

Andy słuchał tej tyrady i na nowo przetrawiał niektóre kwestie. Jedne z nich miały sens, inne nie. Z całą pewnością praca nie mogła nikomu zastąpić męża i dzieci!

– A niby za co masz być w ten sposób ukarana? Przecież nie zrobiłaś nic takiego, aby skazywać się na samotność do końca życia. W tym, co się zdarzyło, nie było twojej winy, więc po co jeszcze pogarszać sytuację?

– Dlaczego myślisz, że jestem samotna?

– Bo obgryzasz paznokcie, a dopóki byłaś szczęśliwa, nigdy tego nie robiłaś.

– A idź do diabła! – Uśmiechnęła się mimo woli. – Po prostu miałam ostatnio kupę roboty.

W tym momencie zorientowała się, że rozmawiają tak już od godziny, przez cały czas stojąc na dworze przy samochodzie. W gruncie rzeczy co szkodziło zaprosić go do środka? Przez półtora roku byli małżeństwem, a żyli ze sobą jeszcze dłużej, więc do czegoś to w końcu zobowiązywało.

Andy się zdziwił, kiedy zaprosiła go do domu, wstawiła do flakonu róże i podziękowała mu.

– Może się czegoś napijesz? – zaproponowała.

– Nie, dziękuję, ale wiesz, na co naprawdę miałbym ochotę?

– Na co? – spytała prawie z lękiem.

– Na spacer z tobą po plaży. Zgadzasz się?

Kiwnęła potakująco głową, po czym zmieniła buty i włożyła cieplejszą kurtkę, a Andyemu pożyczyła jego własny stary sweter, który miała tu ze sobą.

– Popatrz, a ja się zastanawiałem, gdzie się podział! – Zaśmiał się, bo lubił swoje stare rzeczy, do których się przywiązywał.

– Sam mi go dałeś, kiedy jeszcze chodziliśmy ze sobą.

– Widać wtedy byłem sprytniejszy niż teraz!

– Może oboje byliśmy.

Wyszli prosto na plażę. Andy dopiero teraz zaczął się zastanawiać, dlaczego tak mało się starali, aby znaleźć tu jakiś dom. Ta plaża wyglądała nie tylko pięknie, lecz miała w sobie coś kojącego, może z powodu większej bliskości natury.

Przez dłuższy czas spacerowali w milczeniu, rozkoszując się widokiem oceanu i pieszczotą wiatru na twarzach. Kiedy Andy, nic nie mówiąc, wziął ją za rękę, nie przerwała spaceru. Podniosła tylko oczy na niego, jakby chcąc sobie przypomnieć, kto to przy niej idzie. Tego jednak nie musiała sobie przypominać, bo dobrze wiedziała, że jest to mężczyzna, którego kiedyś tak kochała i który uczynił ją szczęśliwą, dopóki wszystko nie zaczęło się gmatwać.

– Chyba było ci ciężko, prawda? – zagadnął, kiedy przysiedli pod wydmą, z dala od wynajętego przez nią domku.

– Jeszcze jak! I miałeś rację, początkowo czułam się trochę samotna, ale za to ile nowego dowiedziałam się o sobie! Przez tę obsesję na punkcie rodzenia dzieci nigdy nie miałam czasu za stanowić się, kim właściwie jestem i czego chcę. – Więc czego właściwie chcesz, Di?