– Na pewno tego nie zrobię – odpowiedziała szczerze Wanda, dodając coś na temat niesprzeciwiania się swojej karmie, czyli przeznaczeniu. Jej mąż wyjaśnił, że małżonka interesuje się religiami Wschodu.
– Nie przepada za dziećmi – dodał. – Tego ostatniego też nie chciała zatrzymać.
– A co pan będzie czuł, kiedy pańska żona zostanie zapłodniona nasieniem mojego męża? – zaatakowała go frontalnie Diana.
– Myślę, że pani mąż nie robiłby tego, gdyby nie musiał – od powiedział filozoficznie John, spoglądając wymownie na Dianę. Oczywiście natychmiast pojęła aluzję, ale nie dała tego po sobie poznać. – Uważam, że to jej sprawa, jeśli chce coś takiego zrobić.
Diana nie mogła się oprzeć wrażeniu, że oboje mieli nierówno pod sufitem, choć na zewnątrz wyglądali na zupełnie normalnych. Może dlatego cały projekt wydawał się jej tak odstręczający
Zjedli lunch, ale sprawę pozostawili nierozstrzygniętą, bo Andy obiecał, że zadzwoni do nich za kilka dni, kiedy przedyskutują wszystko z Dianą.
– Muszę jeszcze przeprowadzić wywiad z innym kandydatem – dodała Wanda. – Umówiłam się z nim na jutro.
– Ona to robi tylko dla ludzi, których lubi – wyjaśnił jej mąż, wbijając oskarżycielskie spojrzenie w Dianę. Najwidoczniej nie wzbudziła wystarczającej sympatii pani Williams, co stawiało pod znakiem zapytania całe przedsięwzięcie. Dianie z kolei robiło się słabo na samą myśl, że tych dwoje popaprańców przeprowadzało z nią „wywiad”!
Williamsowie wyszli z restauracji przed nimi, więc Diana miała szansę jeszcze raz zaatakować Andyego:
– Jak mogłeś zrobić nam coś takiego?
– A jak ty mogłaś być dla niego taka niemiła? Po co wspominałaś o moim nasieniu? Teraz mogą nas zdyskwalifikować jako kandydatów!
– Nie wierzę. – Gniewnie błysnęła oczyma. – Przecież nawijała ci o swojej karmie, a ty masz zrobić jej dziecko. Tfu, co za obrzydliwość!
– Mam zamiar zadzwonić do doktora Johnstona i spytać go, jak się do tego zabrać.
– Ja w każdym razie nie mam zamiaru się w to włączyć i chcę, żebyś to wiedział,
– Twoja sprawa. Przecież nie proszę cię, abyś to finansowała! – Diana wiedziała, że pieniądze na pokrycie kosztów całej operacji Andy będzie musiał pożyczyć od rodziców. Zastanawiała się, jak się z tego przed nimi wytłumaczy.
– Myślę, że ci odbiło. A w ogóle to żałosne, kiedy ludzie tacy jak my próbują za wszelką cenę mieć dzieci.
Wiedziała, że istnieje prostsze rozwiązanie i żałowała, że nie zastosowała go wcześniej. Na razie tylko potrząsnęła głową i bez słowa wyszła z restauracji. Wsiadła do taksówki i kazała się zawieźć do domu. Kiedy Andy wrócił po pracy, spostrzegł, że znikły jej wszystkie rzeczy, a na stole kuchennym została karteczka:
„Drogi Andy, powinnam była zrobić to już dużo wcześniej, bo teraz tak głupio wyszło. Tobie nie trzeba matki zastępczej, tylko prawdziwej żony, takiej, która może urodzić ci dziecko. Życzę ci powodzenia, bo cię kocham. Mój adwokat skontaktuje się z tobą. Pozdrawiam – Diana”. Andy stał jak wryty i wpatrywał się tępo w kartkę.
Jeszcze tego samego wieczoru zadzwonił do jej rodziców, aby sprawdzić, czy nie wróciła do nich – okazało się jednak, że nie.
Oczywiście matka Diany od razu wyczuła, że coś się musiało stać, była jednak na tyle dyskretna, że nie zadawała żadnych pytań. Ani ona, ani ojciec nie widzieli Diany od czasu jej pamiętnego wyskoku w Święto Dziękczynienia, ale regularnie rozmawiali z nią przez telefon.
Tymczasem Diana przeniosła się najpierw do hotelu, a potem wynajęła mieszkanie. Wiedziała już, że nie powinna się dłużej oszukiwać, bo sytuacja, w jakiej oboje się znaleźli, była nienormalna. Ten nieszczęsny lunch w „The Ivy” uświadomił jej to wyraźnie. Oboje się wygłupili, a już najbardziej Andy. Jak mógł myśleć o zapłodnieniu tej zwariowanej baby?
Andy codziennie wydzwaniał do Diany pod jej numer w pracy, ale nie odbierała telefonów. Kiedy chciał z nią porozmawiać – unikała go. Wszystko wskazywało na to, że skończył się zarówno ich cudowny sen, jak i towarzyszące mu koszmary.
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
– No to jazda – zarządziła Pilar, włączając magnetowid. Na ekranie dwie kobiety oddawały się wyszukanym pieszczotom. Brad przyglądał się temu z niepewnym uśmiechem, czując się niewiarygodnie głupio.
– Nie jestem pewien, czy to odpowiedni film – zażartował smętnie.
– Cicho, już nic nie gadaj! – Pilar się roześmiała, bo ze wszystkich sił starała się robić dobrą minę do złej gry. Doktor Ward uprzedziła ją, że może powtórnie zajść w ciążę dopiero po dziesięciu lub dwunastu próbach, ale i tym razem nie ma gwarancji, że donosi ciążę.
Gdy Brad oglądał film, Pilar stopniowo zdjęła z niego wszystko, co miał na sobie. Sama też się rozebrała, podniecając go delikatnymi pieszczotami. W niedługim czasie mieli już gotową porcję nasienia, którą odebrała pielęgniarka, ale Pilar nie mogła powstrzymać się od docinków:
– Może kupimy sobie taką kasetę? Bo widzę, że ten film dobrze ci robi!
Oboje wiedzieli, że droga do upragnionego celu nie będzie łatwa. Wprawdzie zabieg sztucznego zapłodnienia udał się bez problemów, ale doktor Ward ostrzegła, że rzadko bywa skuteczny za pierwszym razem. Pilar musiała znów zacząć przyjmować chlomifen, który wprowadzał ją w stan stałego napięcia nerwowego. Przeżywała więc ciężki okres i nieraz zastanawiała się, czy kiedykolwiek otrząśnie się po tamtym poronieniu. Nie mogła przestać o nim myśleć i nawet kiedy ból zdawał się słabnąć – niewiele było trzeba, aby powrócił. Wystarczyło, że zobaczyła matkę z dzieckiem na ręku, kobietę w ciąży, dziecięce ciuszki na wystawie sklepowej albo ktoś ze znajomych, kto nie wiedział o nie szczęściu, gratulował jej błogosławionego stanu. Dopiero teraz się przekonała, jak nierozsądnie postąpiła, rozpowiadając o ciąży. Musiała tłumaczyć się przed każdym z osobna i wysłuchiwać albo przeprosin, albo niedyskretnych pytań w rodzaju, czy to był chłopiec, czy dziewczynka i jak to było duże.
Brad, chcąc, aby się rozerwała, zabrał ją na zakupy, a na noc zatrzymali się w hotelu Beverly Wiltshire. Postarał się, aby ten wypad miał odświętny charakter, a ponieważ następnego dnia przypadały walentynki – zamówił dwa tuziny czerwonych róż z dostawą do hotelu.
Dołączony do bukietu bilecik głosił: „Od kochającego Brada”, toteż Pilar popłakała się, kiedy go przeczytała. Poniewczasie doszła do wniosku, że chyba chce od życia za dużo. W końcu może po siadanie dziecka nie jest aż takie ważne i niepotrzebnie tak usilnie do tego dążyła? Ze swoich przemyśleń zwierzyła się Bradowi.
– Na razie poczekajmy i zobaczmy, co się stanie – poradził. – Chyba że miałabyś z tego powodu być nieszczęśliwa, wtedy lepiej dajmy sobie spokój. To już zależy od ciebie.
– Jesteś dla mnie taki dobry! – wyznała, przytulając się do niego. Wciąż cierpiała, ale równocześnie była mu wdzięczna za to, że trwał przy niej.
Wypożyczyli sobie wideokasetę z filmem erotycznym i oglądali ją, jedząc czekoladki wliczone w cenę pokoju.
– Uważaj, bo to ci może wejść w nawyk! – żartobliwie przestrzegł Brad.
– Co, czekoladki? – Zrobiła niewinną minę, na co Brad się roześmiał.
– Nie, ale takie filmy!
Po filmie poszli razem do łóżka i kochali się, dopóki nie za snęli w swoich objęciach. Nadal jednak nie mieli gotowych odpowiedzi na dręczące ich pytania.
Na walentynki Charlie kupił kwiaty swojej koleżance z pracy, która pomagała mu w przygotowywaniu sprawozdań. Ta potężnie zbudowana kobieta miała bardzo czułe serce i wzruszyła się do łez, kiedy ofiarował jej wiązankę różowych i czerwonych goździków przybranych gipsówką. Wiedziała, że jest akurat w trakcie procesu rozwodowego i było jej strasznie żal tego miłego chłopca, który wyglądał na samotnego.
W czasie przerwy na lunch kupił sobie kanapkę i wyszedł do parku Palms, niedaleko Westwood Yillage. Przyglądał się tam spacerującym staruszkom, całującym się kochankom i bawiącym się dzieciom. Właśnie z uwagi na dzieci tu przychodził.
Zwrócił uwagę na dziewczynkę z długimi blond warkoczami, błękitnymi oczami i ujmującym uśmiechem, która bawiła się z matką. Grała z nią w berka i w klasy, skakała przez skakankę. Matka była równie ładna jak ona. Drobna blondyneczka, miała długie, rozpuszczone włosy, duże niebieskie oczy i figurę dziecka.
Po jakimś czasie matka z córką zaczęły grać w piłkę, ale żadna z nich nie umiała celnie rzucać ani chwytać. Charlie dawno już skończył jeść kanapkę i obserwował je z uśmiechem. W pewnej chwili piłka potoczyła się w jego stronę. Odrzucił ją grającym, za co mu podziękowały, a mała dziewczynka uśmiechnęła się szeroko, ukazując brak przednich zębów.
– A gdzie się podziały twoje ząbki? – zapytał Charlie.
– Zabrała je wróżka od zębów i zostawiła mi po dolarze za każdy. Razem dostałam osiem dolarów! – pochwaliła się mała.
– To kupa pieniędzy! – Charlie jęknął z zachwytem. Matka dziewczynki uśmiechnęła się do niego. Z tym uśmiechem łudząco przypominała małą, tyle tylko, że miała zęby.
Charlie nie omieszkał tego zauważyć.
– Dobrze, że ta wróżka od zębów nie zabrała ich także pani! Młoda kobieta się roześmiała.
– Moje byłyby cokolwiek droższe! Mogła się cieszyć raczej z tego, że nie wybił ich jej były mąż, za nim od niej odszedł. Tego oczywiście nie powiedziała Charliemu.
– Kupię za te pieniążki prezent dla mojej mamusi! – pochwaliła się dziewczynka, a potem zaprosiła Charliego do wspólnej zabawy.
Wahał się przez chwilę.
– Uprzedzam, że ja też nie umiem rzucać zbyt celnie piłką! A w ogóle to mam na imię Charlie.
– A ja Annabelle – przedstawiła się dziewczynka. – Ale wszyscy mówią do mnie Annie.
– Jestem Beth – dodała ściszonym głosem jej matka, przyglądając się uważnie Charliemu. Zachowywała się ostrożnie, lecz przyjaźnie. Pograli trochę razem w piłkę, potem w klasy, w końcu Charlie, acz niechętnie, musiał wracać do pracy.
"Łaska losu (Nadzieja)" отзывы
Отзывы читателей о книге "Łaska losu (Nadzieja)". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Łaska losu (Nadzieja)" друзьям в соцсетях.