Pod koniec miesiąca Barbie zawiadomiła Charliego, że wystąpiła o rozwód, a kilka dni później zadzwoniła, że wyjeżdża do Vegas. Zapewniła go, że poda mu swój adres, aby mogli sfinalizować rozwód. Mówiła sucho i rzeczowo, w przeciwieństwie do Charliego, który płakał jeszcze przez godzinę po odwieszeniu słuchawki i nawet Mark nie był w stanie go pocieszyć.
Stary kumpel próbował go przekonać, że „tego kwiatu jest pół światu” i że na drugi raz lepiej będzie, jeśli Charlie poszuka sobie partnerki o podobnym stosunku do życia jak on. Nie wypomniał mu oczywiście, że Barbie od początku mu się nie podobała. Przypomniał natomiast, że sam miał podobne przejścia. Przecież i jego żona opuściła go dla innego faceta i uciekła do Kalifornii.
– A myśmy do tego mieli dzieci! – podkreślił. Chciał dać Charliemu do zrozumienia, że sam był w gorszej sytuacji.
Jednak Charliemu uzmysłowiło to tylko, jak bezbarwne było jego dotychczasowe życie i jaka nieciekawa rysowała się przed nim przyszłość. Nie chciał z nikim się umawiać, a wysiłki Marka, aby wprowadzić go między ludzi, spełzły na niczym. Nie dał się namówić nawet na grę w kręgle, bo uważał, że jeszcze na to za wcześnie. Najpierw musiał na nowo przemyśleć całe swoje życie.
Usiłował wmówić sobie, że bez dzieci będzie mu się żyło lepiej i może to łaska boska, że okazał się niepłodny? W gruncie rzeczy, co właściwie wiedział o dzieciach? Sam nie miał normalnego dzieciństwa, więc skąd przekonanie, że swoim dzieciom potrafiłby stworzyć normalny dom? Zwierzył się z tych przemyśleń Markowi, który poradził mu, żeby się raczej stuknął w czoło. Przykro mu było patrzeć na przyjaciela w takim stanie ducha i chętnie wysłałby go do psychiatry. Polecił mu nawet jednego, który praktykował w Valley, ale Charlie nie chciał o tym słyszeć.
– Źle myślisz, stary! – powiedział Mark, gdy obaj wychodzili z pracy. – Może właśnie byłbyś najlepszym ojcem na świecie, bo dobrze wiesz, czego dziecku potrzeba, i twój problem polega tylko na tym, że wybrałeś nieodpowiednią dziewczynę. Jej się marzyło życie w światłach rampy, a tobie – szczęśliwa rodzina. Kiedyś znajdziesz właściwą partnerkę, ustabilizujesz się, tylko pamiętaj, że twoje życie się nie skończyło. Potrzebujesz jedynie czasu na zagojenie ran.
Mark mówił prawdę, ale Charlie nie chciał tego słuchać.
– Nie mam zamiaru nikogo sobie szukać! – zarzekał się. – Co tu mówić o żeniaczce, kiedy jeszcze nawet się nie rozwiodłem?
– To dlatego nie chcesz zagrać ze mną w kręgle ani wyskoczyć na piwo i pizzę? – Mark udał zdziwienie. – Myślisz, że chcę umówić się z tobą na randkę? Owszem, przystojniak z ciebie, ale nie jesteś akurat w moim typie, zresztą nie chciałbym robić Ginie przykrości…
Tu już Charlie nie wytrzymał i parsknął śmiechem, co oznaczało, że chwyt poskutkował. Mark obdarzył go przyjacielskim szturchańcem i poradził:
– Po prostu wyluzuj się, dobrze?
– Dobra, spróbuję… – mruknął Charlie i po raz pierwszy od dłuższego czasu się uśmiechnął.
W ciągu najbliższych dni dał się Markowi zaprosić na kolację, a w weekend zgodził się nawet zagrać z nim w kręgle. Powoli wracała mu chęć do życia, choć nadal nie mógł myśleć o Barbie bez urazy. Wciąż nie rozumiał, jak mogła tak zaprzepaścić ich małżeństwo. Jednak stopniowo, krok po kroku, wysuwał się ze swej skorupy. Doszło do tego, że w weekendy zaczął grywać w baseball w towarzystwie dwunastoletnich wychowanków domu dziecka.
Przez pierwszy miesiąc po stracie dziecka Pilar nie mogła otrząsnąć się z przygnębienia. Wzięła urlop, ale nie chciała nikogo widywać, tylko snuła się bez celu po domu w nocnej koszuli. Brad zachęcał ją do spotkań z przyjaciółmi, ale nawet Marinie udało się to dopiero za którymś podejściem.
Przyniosła jej naręcze książek o poronieniach, długotrwałych stanach przygnębienia i wstrząsach psychicznych. Uważała bowiem, że informacja jest najlepszym lekarstwem, ale Pilar była innego zdania.
– Nie chcę dowiadywać się od kogoś, jak się naprawdę czuję czy jak powinnam się czuć!
– Ale może chciałabyś się dowiedzieć, co zrobić, żeby poczuć się lepiej i wrócić do normy? – Marina nie ustępowała.
– O jakiej normie mówisz? Do jakiej normy może wrócić kobieta w średnim wieku, która podejmowała w życiu różne głupie decyzje i przez to nigdy nie będzie mogła mieć dzieci?
– No, no, tylko mi się nie użalaj nad sobą! – Marina ofuknęła ją żartobliwie.
– Chyba mam do tego prawo?
– A jakże, masz, byleby tylko nie przeszło ci to w nawyk. Po myśl o Bradzie, on też ciężko to przeżył. – Wspomniała Brada, bo to on uprosił Marinę, żeby ją odwiedziła. Pilar nie odbierała telefonów i nie podchodziła, gdy ją proszono.
– Cóż takiego przeżywał? On przynajmniej ma swoje dzieci.
– Nawet jeśli nie on, to jest więcej osób, które dobrze znają ten ból. Nie ty jedna poroniłaś, choć teraz może ci się tak wydawać. Są kobiety, które rodzą martwe dzieci, tracą je już w niemowlęctwie albo i później, kiedy zdążyły je lepiej poznać i pokochać. To chyba najgorsze, co może człowieka spotkać.
– Masz rację i dlatego tak się głupio czuję! – przyznała Pilar, wycierając łzy. – Może to śmieszne, ale wydaje mi się, jakbym straciła dziecko, które już znałam i pokochałam… takiego gotowego, małego człowieczka… Tymczasem ono nie żyje i już go nigdy nie poznam.
– Tego już nie, ale możesz mieć inne dziecko. To ci pomoże, chociaż nie wróci życia tamtemu.
– Myślę, że to jedyne, co mi może pomóc – wyznała szczerze Pilar. – O niczym innym nie marzę tak bardzo, jak o tym, żeby znów zajść w ciążę. – Z impetem wydmuchała nos w garść chusteczek higienicznych.
– Może jeszcze tak się stanie… – Marina obdarzyła ją współczującym uśmiechem. Nie lubiła dawać nikomu złudnych nadziei, ale trudno było w tej chwili ocenić, czy Pilar jest zdolna do utrzymania ciąży.
– Może tak, a może nie. I co wtedy?
– Wtedy będziesz żyć dalej i robić swoje. Przedtem radziłaś sobie całkiem nieźle, więc i teraz musisz. Dzieci to jeszcze nie wszystko. – Po chwili przypomniała sobie jednak pewne zdarzenie, o którym chciała opowiedzieć Pilar. – Słuchaj, byłabym za pomniała! Przecież moja matka poroniła dziewiątą ciążę, chyba dwumiesięczną. Wydawałoby się, że przy ośmiorgu dzieciach jedno więcej czy mniej nie robi różnicy, ale trzeba ci było widzieć, jak rozpaczała! Leżała w łóżku i płakała, a pozostała siódemka przewróciłaby dom do góry nogami, gdybym ich nie pilnowała. Mama urodziła potem jeszcze dwoje dzieci, ale nigdy nie przestała wspominać tego, które straciła. Potrafiła godzinami mówić o nim, jakby je znała.
– To jest właśnie to, co czuję! – Pilar ucieszyła się, że nareszcie ktoś ją zrozumiał. Od razu znalazła w dawno zmarłej matce Mariny bratnią duszę.
– To chyba jedna z tajemnic naszego życia, której nikt na prawdę nie zrozumie, dopóki sam przez to nie przejdzie.
– Pewnie tak… – Pilar znowu posmutniała. – Ale to chyba najgorsze, co mogło mnie spotkać. – Mówiła to całkiem szczerze, bo serce jej się krajało za każdym razem, kiedy myślała o dziecku.
– No więc spróbuj pomyśleć o mojej matce. Po tamtym poronieniu urodziła jeszcze dwoje dzieci, a kiedy straciła tamto, miała chyba ze czterdzieści siedem lat.
– Przynajmniej ty dajesz mi nadzieję! – Pilar prawem kontrastu pomyślała o swojej matce. Nie poinformowała jej o tym, co się stało, bo wcześniej nie chwaliła się ciążą. I dobrze, bo teraz matka nie omieszkałaby jej przypomnieć, że zawczasu ją uprzedzała i że w jej wieku za późno już na dziecko. W tej chwili zresztą Pilar gotowa była przyznać jej rację.
Rozpaczała tak jeszcze przez kilka tygodni, przyprawiając Brada nieomal o utratę zmysłów. W pracy Alice i Bruce przejęli jej sprawy, terminy rozpraw odroczono, a klientów poinformowano, że pani mecenas jest chora. Toteż wszyscy martwili się stanem jej zdrowia.
Nancy próbowała ją nieco rozerwać, ale przyniosła ze sobą małego Adama, czym jeszcze pogorszyła sprawę, bo Pilar dostała ataku histerii. Kiedy Brad wrócił do domu, napadła na niego, żądając, aby Adam nie pokazywał się w ich domu, póki nie do rośnie, bo nie może patrzeć na żadne dziecko.
– Daj spokój, Pilar – mitygował ją Brad, który miał już tego serdecznie dość. – Tak nie można!
– Niby dlaczego? – Wiedziała przecież, że od dłuższego czasu niedojadała i niedosypiała, schudła o dziesięć funtów i wyglądała o pięć lat starzej.
– Bo tylko sobie szkodzisz, a w przyszłym miesiącu zaczynamy od nowa. Musisz wziąć się w garść, kochanie.
Cóż, kiedy nie mogła! Cały czas czuła się tak, jakby dźwigała na barkach ciężkie brzemię, chwilami wręcz odechciewało się jej żyć. Brad, chcąc ją trochę rozruszać, wyciągnął ją na weekend do San Francisco i trzeba trafu, że właśnie wtedy dostała okres. Mąż rozśmieszał ją przypomnieniami, że za dwa tygodnie mają wyznaczoną wizytę u doktor Ward, gdzie znów będą oglądać świńskie filmy i „nadziewać indyka”. Do końca pobytu żartował, że zabierze ją na Broadway, aby dokupić trochę utensyliów do kolekcji pani doktor.
– No wiesz, Bradfordzie, jesteś chyba zboczony! – Udawała, że się gorszy. – Gdyby przewodniczący sądu wiedział o twoich kosmatych myślach, wylałby cię z pracy!
– I dobrze, wtedy mógłbym kochać się z tobą przez cały dzień! – Śmiał się, niezrażony, ale w tym okresie Pilar takie żarty nie śmieszyły. Próbowała opisać swój stan ducha zarówno Bradowi, jak psychoterapeucie. Uważała bowiem, że poronienie dowiodło jej nieprzydatności do roli matki. „Stracić dziecko” oznaczało dla niej to samo, co zostawić je w autobusie czy w parku.
Trudno było z nią dyskutować, gdyż nie używała argumentów racjonalnych, tylko emocjonalne. Rozsądek podpowiadał jej to samo, co powtarzał Brad – że powinni próbować do skutku. Ale serce przepojone było wyłącznie żalem po stracie tego dziecka, którego tak pragnęła i o którym nie umiała myśleć bez bólu.
Diana nie chciała kusić losu, kiedy wrócili z Andym z urlopu. Spędzili ze sobą cudowne dni na Hawajach, a do domu przyjechali wyraźnie odmienieni. Mając świadomość, jak wyboistą drogę przebyli, Diana wolała nie prowokować zadrażnień. Postanowiła przez jakiś czas nie widywać swojej rodziny, aby nie narażać się na kłopotliwe pytania. Z Samantą nie rozmawiała prawie od dwóch miesięcy, ale czuła, że nie mogłaby znieść widoku jej dziecka.
"Łaska losu (Nadzieja)" отзывы
Отзывы читателей о книге "Łaska losu (Nadzieja)". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Łaska losu (Nadzieja)" друзьям в соцсетях.