Alicja i Bruce szczerze cieszyli się szczęściem Pilar, a Marina wręcz promieniała z radości.
– Czuję się, jakbym wygrała w totka – opowiadała im Pilar. – Prawdę mówiąc, nie przypuszczałam, że nam się uda. To takie proste dla piętnastolatki, która traci cnotę na tylnym siedzeniu w samochodzie, ale im dalej w las, tym trudniej. Człowiek przestrzega terminów, robi badania, a i tak w najlepszym razie może liczyć na osiem, góra dziesięć procent prawdopodobieństwa, że się uda. I jeśli tak się stanie, to cud!
W jej przypadku jednak stał się ten cud. Zapewniła jeszcze swoich kolegów, że będzie pracować do końca i wszyscy doszli do wniosku, że Pilar Coleman zawsze osiągała to, czego chciała.
Nie można było tego powiedzieć o Charliem, który z niedowierzaniem słuchał słów doktora Pattengilla. Dowiedział się właśnie od niego, że liczebność jego plemników oszacowano na niespełna cztery miliony. Przez mniej więcej pięć sekund myślał, że to dobra wiadomość, dopóki lekarz nie wyprowadził go z błędu.
– Normalna liczebność to co najmniej czterdzieści milionów, Charlie – wyjaśnił, patrząc na niego ze współczuciem. – Cztery miliony to o wiele za mało.
Na domiar złego okazało się jeszcze, że gęstość jego nasienia wynosi mniej niż milion plemników na mililitr, co stanowi pięć procent normy. Z tej liczby mniej niż dwa procent przejawiało normalną ruchliwość, podczas gdy do zapłodnienia potrzebne było przynajmniej pięćdziesiąt procent.
– Czy można coś z tym zrobić, panie doktorze? – zapytał z nieśmiałym uśmiechem.
– Moglibyśmy spróbować kuracji hormonalnej, ale masz tak słabą liczebność plemników, że wątpię, aby to cokolwiek pomogło. Dla pewności przeprowadzimy zaraz następne badanie. – Doktor też się uśmiechnął i wręczył mu probówkę. – Powtórzmy je w przyszłym tygodniu. Zanim otrzymamy wyniki, przeprowadzimy jeszcze kilka innych badań, by się dowiedzieć, czy tak słaba jakość twojego nasienia nie jest spowodowana niedrożnością nasieniowodów.
– A jeśli są niedrożne? – Charlie pod piegami zbladł jak płótno. Nie spodziewał się takiego werdyktu. Okazało się, że Barb miała rację. Nie zachodziła w ciążę, ponieważ to on miał słabe nasienie.
– W takim przypadku mamy do dyspozycji kilka możliwości. Będziemy mogli wykonać biopsję twoich jąder albo wazeografię. Do tego jednak jeszcze daleko, a zresztą nie sądzę, aby to było potrzebne. Przeprowadzę raczej próbę z pomarańczowym barwnikiem, aby wykryć przyczynę braku ruchliwości plemników. No i jeszcze próbę z jajem samicy chomika. Na pewno o tym słyszałeś, jeśli ktokolwiek z twoich znajomych miał problemy z płodnością.
– Obawiam się, że nie… – wyjąkał Charlie z lękiem. Co on zamierzał z nim wyprawiać?
– Bierze się komórkę jajową samicy chomika i polewa twoim nasieniem. To próba na penetrację plemników, która jest zarazem sprawdzianem ich zdolności do zapłodnienia.
– Nigdy nie miałem chomika, nawet jako dziecko! – wyznał Charlie ze smutkiem, na co lekarz uśmiechnął się pobłażliwie.
– Dobrze, już dobrze, w przyszłym tygodniu będziemy wiedzieć więcej.
Tydzień poprzedzający święta Bożego Narodzenia okazał się najgorszym tygodniem w życiu Charliego. Przyjechał powtórnie do doktora Pattengilla i usłyszał od niego diagnozę równoznaczną z wyrokiem śmierci na jego małżeństwo. Drugie badanie nasienia dało wynik jeszcze gorszy niż pierwsze, a trzecie – praktycznie bliski zeru. Te plemniki, które dały się zauważyć w polu widzenia, cechowały się słabą ruchliwością, a ponieważ wykluczono niedrożność nasieniowodów, nie to było przyczyną tak kiepskiej jakości nasienia. Próba z chomikiem również dała wynik negatywny, czemu doktor Pattengill nawet się nie dziwił. Co gorsza, w tej sprawie nic nie można było zrobić. Poziom hormonów we krwi Charliego okazał się tak niski, że żadna wspomagająca kuracja niczego by tu nie zmieniła.
– Niestety, Charlie, musisz inaczej zaplanować przyszłość swojej rodziny – oznajmił mu delikatnie doktor. – Przykro mi, ale takim nasieniem nikogo nie zapłodnisz.
– I nie ma żadnej nadziei? – Charliemu nagle zaczęło braknąć powietrza, jakby po raz pierwszy po latach odezwała się jego astma.
– Tak sądzę.
Przyjął to jak wyrok i pożałował, że w ogóle poddał się badaniom. Chociaż z drugiej strony może lepiej znać prawdę niż się łudzić?
– Naprawdę nie może pan doktor mi pomóc? Nie ma na to lekarstwa?
– Chciałbym, żeby było, Charlie, ale, niestety. Nigdy nie spłodzisz dziecka, ale możesz je przecież adoptować. Jeśli twoja żona zechce, można będzie ją sztucznie zapłodnić spermą dawcy, abyś i ty mógł uczestniczyć w akcie urodzin. Zresztą jest wiele małżeństw bezdzietnych i dobrze im z tym, bo mają więcej czasu i przeżywają mniej stresów. Powinieneś porozmawiać z żoną oraz zdecydować się na wybór któregoś wariantu. W razie potrzeby chętnie służymy profesjonalnym doradztwem.
Charlie tępo wpatrywał się w okno i próbował wyobrazić sobie taką sytuację. Wróci do domu i powie Barbie: „Cześć, kochanie, od dziś nie musisz się już martwić, że zrobię ci dzieciaka. Właśnie dowiedziałem się, że jestem bezpłodny. Co tam masz dla mnie na kolację?”. Wiedział przecież, że ona nigdy nie zgodzi się na adopcję ani tym bardziej na sztuczne zapłodnienie. Na samą myśl o tym chciałoby mu się śmiać, gdyby bardziej nie chciało mu się płakać!
– Nie wiem, co mam powiedzieć… – zaczął, gdy podniósł wzrok na doktora.
– Nie musisz nic mówić. I tak spadło na ciebie zbyt wiele ciosów naraz. Czujesz się, jakbyś usłyszał wyrok śmierci, prawda?
– Skąd pan doktor wie? – wykrztusił Charlie przez zaciśnięte gardło. – Z tamtej strony biurka to wygląda zupełnie inaczej!
– Widzisz, zwykle nie mówię tego moim pacjentom, ale jedziemy na jednym wózku. Mam jeszcze gorsze wyniki niż ty, klasyczną azoospermię, czyli zero żywych plemników. Dlatego wiem doskonale, co czujesz, ale nie ma sytuacji bez wyjścia. To, że nie jesteś w stanie zapłodnić żony, nie oznacza, że nie możesz mieć rodziny. Z moją żoną mamy czworo dzieci i wszystkie są adoptowane. Możesz też wybrać wariant rodziny bez dzieci. Wybór należy do ciebie.
Charlie podziękował doktorowi, pożegnał się i opuścił gabinet. Peter Pattengill nie okazał się jednak takim cudotwórcą, jak zapewniał Mark. No cóż, Charliemu nie pomógłby nawet cud. Nie pozostało mu już nic. Nie znał swoich rodziców, nie miał nigdy prawdziwej rodziny, teraz dowiedział się, że nie będzie miał dzieci, a coraz częściej podejrzewał, że utracił też Barbie. Oddalała się od niego coraz bardziej, czasem prawie wcale jej nie widywał. Albo był w pracy, albo ona na próbie czy na mieście z koleżankami… A co może jej teraz powiedzieć? Że jest bezpłodny i może jej najwyżej zaproponować sztuczne zapłodnienie? Dla niej to byłby numer sezonu!
Przesiedział pół godziny w samochodzie, zanim zapalił silnik i ruszył do domu. Po drodze mijał świątecznie udekorowane wystawy, których widok boleśnie go ranił. Przypominały mu bowiem lata spędzone w domu dziecka, kiedy z okna widział w domach po drugiej stronie ulicy ubrane choinki i rodziny przy świątecznym stole. Zawsze marzył, aby mieć taką rodzinę, a teraz został pozbawiony nawet tego. Życie spłatało mu okrutnego figla.
W domu nie zastał Barbie, ale tym razem przynajmniej zostawiła mu kartkę z informacją, że ma zajęcia z gry aklursikiej i nie wróci przed północą. Może to i lepiej, bo nie mógłby spojrzeć jej w oczy? Nalał sobie dużą szklankę whisky i zanim Barbie wróciła do domu, był już zalany w trupa.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
W pierwszy dzień Bożego Narodzenia Pilar zadzwoniła do matki, aby złożyć jej życzenia. Korciło ją, aby przy okazji po chwalić się swoim odmiennym stanem, ale opanowała tę pokusę. „wiedziała bowiem, że podświadomie chciałaby przede wszystkim udowodnić matce, że wcale nie jest za stara na posiadanie dzieci. Ograniczyła się tylko do przekazania matce życzeń. Za dzwoniła także do Mariny, która spędzała święta w Toronto, u jednej ze swoich licznych sióstr.
Po południu Brad i Pilar wspólnie z Toddem, Nancy, Tommym i małym Adamem rozpakowywali prezenty. Pilar oczywiście dogadzała wszystkim, a szczególnie małemu, który dostał od niej olbrzymiego misia, huśtawkę, kilka uroczych ubranek z butiku w Los Angeles i konia na biegunach, którego zamówiła specjalnie w Nowym Jorku. Cieszyła się, że Todd wyrósł na takiego przystojnego mężczyznę. Opowiadał im szczegółowo o swojej pracy i dziewczynie w Chicago.
Zjedli razem pyszny obiad z szampanem, a przy deserze Brad uśmiechnął się porozumiewawczo do Pilar. Ona ruchem głowy dała do zrozumienia, że wie, o co mu chodzi.
– Słuchajcie, mam wam wszystkim coś do powiedzenia – ogłosiła. – Wiem, że to was zaskoczy, ale życie pełne jest cudownych niespodzianek.
Podczas gdy to mówiła, Adam wesoło gaworzył w swym wysokim krzesełku. Matka włożyła mu czerwone aksamitne ubranko, które Pilar wręczyła jej jeszcze przed świętami.
– Czyżbyś miała zamiar zostać sędzią? – zapytał Todd. – Kurczę, ale będę miał utytułowaną rodzinę! – Przeprowadzacie się do nowego domu? – Nancy powiedziała to z nadzieją, że ojciec nie sprzeda starego domu, tylko zostawi go jej.
– Coś znacznie lepszego! – uśmiechnęła się Pilar. – Po pierwsze, nie zamierzam zostać sędzią. Jeden sędzia w rodzinie wystarczy, nie będę robić ojcu konkurencji.
Uśmiechnęła się do niego czule i nabrała dużo powietrza w płuca.
– A po drugie, będziemy mieli dziecko! W pokoju zapanowała cisza, przerwana nerwowym śmiechem Nancy.
– No nie, ty chyba nie mówisz serio!
– Owszem, mówię.
– Przecież jesteś na to za stara! – wyrwało się Nancy. Jej ojcu przypomniało to okres, kiedy jako mała, rozpieszczona dziewczynka sprzeciwiała się jego znajomości z Pilar.
– Sama mi opowiadałaś o twoich znajomych, które były starsze ode mnie, kiedy urodziły pierwsze dziecko – odpowiedziała spokojnie Pilar. – Radziłaś mi, żebym pomyślała o tym, zanim nie będzie za późno. No więc pomyślałam.
"Łaska losu (Nadzieja)" отзывы
Отзывы читателей о книге "Łaska losu (Nadzieja)". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Łaska losu (Nadzieja)" друзьям в соцсетях.