– Od jak dawna jesteście małżeństwem? – spytał.
– Od siedemnastu miesięcy. Jakieś pięć miesięcy temu zacząłem notować jej cykle, ale to też niczego nie zmieniło.
– Aha, rozumiem. – Doktor zanotował coś w karcie i spojrzał na Charliego, jakby chcąc dodać mu otuchy. – To jeszcze nie jest długo. Często do poczęcia dziecka trzeba roku lub dwóch, albo i więcej, jeśli partnerka nie współpracuje. Zdziwiło mnie, dlaczego widzę tu tylko połowę pary. To tak, jakbym uzyskał tylko połowę informacji, bo problem, jeśli w ogóle jest, może równie dobrze dotyczyć twojej żony.
– Myślałem, że jeśli pan doktor mnie zbada i wszystko będzie w porządku, to może ona przyjedzie kiedy indziej? – Nie bardzo wyobrażał sobie, w jaki sposób miałby ją do tego nakłonić, ale liczył, że już ten pierwszy krok rozwieje jego obawy. – Sama się kiedyś dziwiła, że nie zachodzi w ciążę, chociaż nie stosujemy żadnych środków.
– A czy twoja żona była już kiedyś w ciąży?
– Nie przypuszczam – odpowiedział Charlie pewnym tonem.
– No więc zaczynamy. – Doktor Pattengill wstał, a Charlie zrobił to samo, choć nie miał bladego pojęcia, co go czeka. Pojawiła się pielęgniarka i zaprowadziła go do pomieszczenia z sufitowym oknem i abstrakcyjnymi malowidłami na ścianach. Wręczyła mu probówkę i wskazała cały stos pisemek w rodzaju „Playboya”, „Hustlera” i innych, o których nawet nie słyszał.
– Chcemy pobrać próbkę pańskiego nasienia, panie Winwood – poinformowała go uprzejmie. – Proszę się nie spieszyć, a kiedy pan będzie gotów, proszę nacisnąć dzwonek.
Drzwi już się za nią zamknęły, a Charlie stał jeszcze z rozdziawioną gębą i oczami jak spodki. Niby wiedział, co powinien teraz zrobić, ale drażniło go, że mówiono tu o takich sprawach w sposób suchy i zasadniczy. Proszę, tu jest probówka, a pan ma się w nią spuścić i już! Wiedział jednak, że przyjechał tu po to, aby otrzymać odpowiedź na dręczące go pytania, więc nie miał innego wyjścia.
Z westchnieniem usiadł, rozpiął spodnie i sięgnął po jeden ze „świerszczyków”, choć czuł się przy tym głupio. Trochę potrwało, zanim mógł zadzwonić na pielęgniarkę. Odczekał zresztą dłużej, niż musiał, bo chciał najpierw ochłonąć, aby wręczyć jej probówkę najbardziej nonszalanckim ruchem, na jaki go było stać. Siostra jednak odebrała ją od niego dyskretnie i bez komentarzy.
Po chwili zjawił się także doktor Pattengill, aby zbadać stan powrózków nasiennych Charliego, których dysfunkcja też mogła powodować niepłodność. Laborantka pobrała jeszcze od niego krew dla oznaczenia poziomu hormonów. Po kilku dniach Charlie miał otrzymać wyniki badań laboratoryjnych nasienia, a na razie doktor zapewnił go, że nie widzi powodów do niepokoju, którego źródło upatrywał jedynie w nerwowości i niecierpliwości pacjenta. Charlie wydawał mu się zupełnie zdrów, więc zapisał go na następną wizytę w przyszłym tygodniu. Poprosił go jedynie, aby przywiózł ze sobą próbkę świeżego nasienia.
Po wyjściu z gabinetu lekarskiego Charlie poczuł ogromną ulgę. Wprawdzie Pattengill wydał mu się sympatyczny, niemniej rozmowa z nim, zważywszy na towarzyszące jej okoliczności, kosztowała go masę nerwów. Nie był też zachwycony sposobem pobierania próbki nasienia i cieszył się, że tym razem będzie mógł to zrobić u siebie w domu. Otrzymał nawet w tym celu specjalną buteleczkę.
Po powrocie do domu natychmiast zadzwonił do Marka, aby jeszcze raz podziękować za lekarza.
– No i jak było? – zainteresował się Mark.
– Na razie fajnie, to rzeczywiście w porządku facet.
– I co, wydał ci świadectwo zdrowia? – Mark niepokoił się, bo wprawdzie Charlie wyglądał na zdrowego, ale przecież jego szwagier też wydawał się całkiem zdrowy.
– Jeszcze nie, dopiero za tydzień. Muszę poczekać na wyniki badań.
– Więc nie kazał ci jeszcze nosić lodu w majtkach? Charlie roześmiał się dobrodusznie. Położył się na kanapie i zrzucił buty. Cała ta wyprawa porządnie go zmordowała.
– Niewykluczone, że każe mi to zrobić w przyszłym tygodniu.
– Mam nadzieje, że nie. Wierz mi, chłopie, że wszystko będzie w porządku. Już ja znam się na tym. Do zobaczenia jutro!
– Dziękuję ci, Mark… za wszystko!
– Nie ma sprawy.
Mark miał szczerą nadzieję, że wizyta u lekarza rozwiąże wszystkie problemy Charliego. Uważał go za wielkie dziecko, ale sądził, że zasługuje na to, czego tak pragnął. – No i co tam widać? – Brad niecierpliwił się, bo Pilar przeprowadzała właśnie test ciążowy. Na podobnej zasadzie oznaczała poziom hormonów, którego wzrost wskazywał na moment owulacji.
– Na razie jeszcze nic. Nie upłynęło tyle czasu, ile trzeba. – Pilar patrzyła na zegarek, a Brad czekał pod drzwiami łazienki. – Idź stąd, bo tylko mnie denerwujesz.
– Ani myślę. Muszę się przekonać, czy dobrze nafaszerowałem indyka.
– A pfe, jak możesz! – Sama jednak z niecierpliwości przebierała nogami. Jeszcze sześćdziesiąt sekund… pięćdziesiąt pięć… czterdzieści… już prawie minął czas i nic się nie działo, aż tu nagle… Pilar pomyślała, że stał się cud i spełniły się jej marzenia, bo wskaźnik zabarwił się na kolor jaskrawoniebieski! Pokazała go Bradowi, czując, że oczy ma pełne łez, bo to oznaczało, że jest w ciąży.
– O Boże! – westchnęła, ale nagle poczuła niepokój. – A jeżeli ten pozytywny wynik o niczym nie świadczy? Podobno to się czasem zdarza!
– E tam, na pewno nic się nie zdarzyło. – Wziął ją w ramiona i przytulił. Nie spodziewał się, że ich życie może się zmienić tak dalece ani że potrafi darzyć taką miłością kobietę i jej mające się urodzić dziecko. – Kocham cię, Pilar… Sama nie wiesz, jak bardzo!
– Nie mogę w to uwierzyć! – szeptała. – Nie przypuszczałam, że to jednak coś pomoże. Te pigułki, testy, gabinet z pornosami i „świerszczykami”… O rany!
– Wiesz co, lepiej nie mówmy o tym temu dzieciakowi, gdy dorośnie. Wymyślimy bajeczkę o księżycowej nocy, wielkiej miłości i tak dalej. Tę maszynkę do nadziewania indyka chyba też możemy sobie odpuścić.
– Może i masz rację! – Roześmiała się.
A kiedy szli już do sypialni, Brad nagle poczuł gwałtowny przypływ pożądania, jakby chciał uczynić to poczęte już dziecko jeszcze bardziej swoim. Pociągnął ją na łóżko i wycisnął na jej ustach długi, namiętny pocałunek. Poczuł przy tym, jakby jej piersi zrobiły się pełniejsze i twardsze. Zauważył to już kilka dni temu i podejrzewał, że jest to już oznaka ciąży.
Pilar też go pragnęła, więc spędzili razem upojne chwile. Dopiero po wszystkim odezwało się w niej poczucie winy.
– Nie uważasz, że to może zaszkodzić dziecku?
– Nie przypuszczam. – Powiedział to tak głębokim i zmysłowym głosem, że nie mogła się powstrzymać od sięgnięcia ręką do tej części jego ciała, która dawała jej tak wielką przyjemność. – Przecież ciąża jest stanem normalnym.
– Jeśli to normalne, to czemu takie trudne?
– Bo nic, co dobre, nie jest łatwe. Złapać ciebie też nie od razu mi się udało.
Pocałował ją znów, a potem oboje wstali i zabrali się do przygotowywania śniadania. Mimo grudnia dzień był tak pogodny i ciepły, że siedzieli na tarasie w samych koszulkach i spodenkach. Dziecka mogli się spodziewać w sierpniu.
– Zobaczymy, co będzie, jak Nancy się dowie! – Pilar uśmiechnęła się znad porcji jajecznicy. Odczuwała ostatnio dziki apetyt. – Pewnie ją zatka, co?
Rozśmieszyła ją sama myśl o tym, a i Brad podzielał jej wesoły nastrój. Nigdy dotąd nie czuli się tak szczęśliwi.
– Delikatnie powiedziane. Przecież przez całe lata zarzekałaś się jak żaba błota, że nie chcesz mieć dzieci. Teraz będziesz musiała wszystkim się tłumaczyć.
Pilar już sobie wyobrażała, co na to powie matka, ale zdążyła się przyzwyczaić do jej komentarzy. Jedyną osobą, z którą chciała się naprawdę podzielić tą wiadomością, była Marina. Wiedziała, że przyjaciółka szczerze się ucieszy i będzie ją wspierać duchowo.
– Dzieciom powiemy na święta – postanowiła z promiennym uśmiechem.
Nazajutrz Pilar odwiedziła doktor Ward i usłyszała od niej, że nie ma się czym martwić. Mogła śmiało pracować, grać w tenisa czy współżyć z mężem, byleby się nie przemęczała, dużo odpoczywała i racjonalnie odżywiała. Z tym akurat nie było problemów, bo Pilar i tak prowadziła zdrowy tryb życia. Miała zamiar pracować do końca, potem wziąć kilka miesięcy urlopu, i znów wrócić do pracy. Nie wyobrażała sobie siedzenia w domu dłużej, niż to konieczne.
Zaplanowała wszystko dokładnie. Początkowo będzie sama zajmować się dzieckiem, a potem zatrudni jakąś miłą dziewczynę do opieki nad nim. Na koniec marca lub początek kwietnia miała wyznaczony termin badań prenatalnych dla wykluczenia wad wrodzonych, takich jak rozszczep kręgosłupa lub zespół Downa. Na podstawie tych badań mogła – gdyby sobie tego życzyła – poznać płeć przyszłego dziecka. Przy okazji świątecznych zakupów zaopatrywała się już w różne drobiazgi dla dzidziusia, kupiła na przykład piękny, angielski wózek, jaki zamówiła u Saksa, z białą emaliowaną gondolą i granatową składaną budką.
– Przygotowania idą pełną parą, co? – drażnił się z nią Brad. Rzeczywiście, nie wiedziała, jak wytrzyma do sierpnia. Kiedy przy wigilijnym lunchu podzieliła się miłą wiadomością ze swoją sekretarką i współpracownikami – ci o mało nie pospadali z krzeseł. Pilar zaśmiewała się serdecznie na widok ich zdziwionych min.
– Ale was zamurowało!
– Przyznaj się, żartujesz, prawda? – Nie mogli uwierzyć. Pilar znana była jako wojująca feministka, jedna z pierwszych zwolenniczek legalizacji aborcji w stanie Kalifornia. Co jej odbiło? Czyżby dolegliwości wieku przekwitania rzuciły się jej na głowę?
– Ani trochę. Po prostu kiedyś przyszło mi na myśl, jakby to było smutno, gdybyśmy nigdy nie doczekali się dzieci.
– Ma pani szczęście, że jeszcze nie było za późno! – zauważyła dyskretnie sekretarka, która owdowiała w wieku lat czterdziestu jeden, a kiedy dwa lata później poślubiła „mężczyznę swojego życia”, za wszelką cenę chciała mieć z nim dziecko. Przedtem ani on nie był ojcem, ani ona matką, a wszystkie próby poczęcia dziecka okazały się daremne. Na domiar złego mąż nie chciał na wet słyszeć o adopcji.
"Łaska losu (Nadzieja)" отзывы
Отзывы читателей о книге "Łaska losu (Nadzieja)". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Łaska losu (Nadzieja)" друзьям в соцсетях.