Wiedział, że pochodziła stamtąd, ale nie przypuszczał, że prędzej by umarła, niż pokazała się w swoim rodzinnym mieście. Charlie nie zdradzał jej tajemnic nawet najbliższemu przyjacielowi, za jakiego uważał Marka i którego bardzo lubił, gdyż szef traktował go jak równego sobie.

– Nie, wyskoczyła do Las Vegas z koleżanką – odpowiedział rzeczowo na jego pytanie.

– Chyba żartujesz? – zdziwił się Mark. – Cóż to za koleżanka?

– Taka Judi, z którą dawniej mieszkały razem w Vegas. Pojechały tam odwiedzić starych kumpli.

– I puściłeś ją samą?

– Przecież mówię, że pojechała z Judi! – powtórzył Charlie cierpliwie, rozbawiony jego troską.

– Chyba całkiem ci odbiło! Nie minie dziesięć sekund, jak Judi ulotni się z jakimś facetem i zgadnij, co wtedy zrobi Barbie?

– Nic nie zrobi, bo jest dorosła i rozsądna. Wie, że gdyby miała z czymś problem, zawsze może zadzwonić do mnie.

Wierzył, że Barbie w podróży zachowa się, jak należy, a zresztą tak cieszyła się na ten wyjazd! Nie była w Las Vegas od dwóch lat i szybko zdążyła zapomnieć o ciemnych stronach tamtejszej egzystencji. Pamiętała tylko „światowe życie, szum i gwar”.

– A dlaczego z nią nie pojechałeś? – drążył dalej Mark, kiedy zamówili pizzę pepperoni. Charlie wzruszył ramionami.

– To nie jest w moim guście. Nie znoszę hałasu, gry hazardowe mnie nie interesują, a upić się mogę w domu, jeśli tylko zechcę (co się rzadko zdarzało). Co miałbym do roboty w takim Vegas? Dziewczyny będą tam sobie piszczeć, chichotać i paplać o chłopakach i kosmetykach, ja bym im tylko przeszkadzał.

– Jeszcze jej te głupstwa nie wywietrzały z głowy? – Mark wyraźnie się zgorszył.

Charlie uśmiechnął się, wzruszony troską przyjaciela.

– Chłopaki i kosmetyki to głupstwa? – zażartował, co świadczyło, że bezgranicznie ufał Barbie. – Po prostu ona lubi posmakować trochę wielkiego świata, bo wtedy czuje się, jakby wciąż była aktorką. Nasze życie jest dla niej za ciche i za spokojne.

– To źle, że ciche i spokojne? – obruszył się Mark.

– Gdybym miał ojca, pewnie powiedziałby to samo. – Charlie się roześmiał. Nie krył jednak, że cieszy go zainteresowanie Marka. Nikt nigdy nie dbał o niego, oczywiście z wyjątkiem Barbie.

– Nie powinieneś był pozwolić jej na ten wyjazd! – Mark nie ustępował. – Kobiety zamężne nie szlajają się Bóg wie gdzie, tylko siedzą w domu i pilnują swoich mężów. Ty nie wiesz, jak ma być, bo nigdy nie miałeś prawdziwej matki, ale gdyby moja żona wycięła mi taki numer, rozwiódłbym się z nią z mety!

– I tak to zrobiłeś! – przypomniał mu Charlie, na co Mark lekko się speszył.

– To co innego. Rozwiodłem się z żoną, bo miała kochanka. Charlie znał tę historię i wiedział, że żona Marka zdradziła go z jego najlepszym przyjacielem. Mało tego, zabrała mu dzieci i przeniosła się z New Jersey do Los Angeles. To dlatego Mark przyjechał do Kalifornii, żeby być bliżej córek.

– Nie musisz się tak o nas martwić. – Charlie uspokoił kolegę. – Między nami jest wszystko w porządku. Ona po prostu potrzebuje rozrywki, a ja to rozumiem.

– Pozwól mi powiedzieć, że masz za dobre serce! – Mark znacząco pokiwał palcem, kiedy na stół wjechała duża pizza. – Ja też kiedyś taki byłem, ale dostałem nauczkę i od tego czasu trzymam baby krótko!

Zrobił groźną minę, ale obaj wiedzieli doskonale, że w rzeczywistości każda kobieta mogła go sobie owinąć dookoła palca. Wymagał od nich wyłącznie wierności, bo nie mógł znieść, kiedy rozglądały się za innymi mężczyznami. Na pewno też nie pozwoliłby żadnej ze swoich kolejnych sympatii wyjechać bez niego na weekend do Las Vegas.

– A co nowego u ciebie? – Charlie zmienił temat. – Co porabiają Marjorie i Helen?

Tak brzmiały imiona córek Marka, z których był bardzo dumny. Jedna wyszła już za mąż, druga jeszcze się uczyła, a Mark miał świra na punkcie obydwóch. Ktokolwiek wątpiłby w ich nadzwyczajne walory, nie miał u niego na dłuższą metę szans.

– Och, świetnie im leci. Nie mówiłem ci, że Marjorie w marcu spodziewa się dziecka? Trudno mi uwierzyć, że będę miał wnuka. Ale widzisz, jak się czasy zmieniły? Oni już wiedzą, że to będzie chłopiec! – Przerwał, bo zastanowiło go, czy Charlie rozwinie ten temat. Może tego właśnie było mu trzeba, żeby zatrzymać Barbie w domu? – A jak u ciebie z tymi sprawami? Nie szykuje się wam coś małego? Chyba już najwyższy czas, jesteście przecież prawie półtora roku po ślubie. Wtedy twoja pani przestałaby nareszcie szaleć!

– Tego się właśnie obawia! – wyznał ze smutkiem Charlie. Naczytał się dość najnowszych opracowań na ten temat i starał się tak celować, aby współżyć z Barbie w tych dniach miesiąca, które dawały największą gwarancję poczęcia dziecka. Stosował ten schemat już od czterech miesięcy, ale nic z tego nie wychodziło, toteż zaczynał się już niepokoić.

– A co, nie chce mieć dzieci?

– Tak przynajmniej mówi, ale mam nadzieję, że zmieni zdanie. Widzisz, ona ciągle liczy, że dostanie rolę w filmie, a gdyby zaszła w ciążę, okazja mogłaby jej przejść koło nosa.

– A jeśli taka okazja się nigdy nie nadarzy? To nie jest powód, aby rezygnować z dziecka! – oświadczył stanowczo Mark. Nie wykazywał zrozumienia dla kaprysów Barbie, gdyż uważał, że Charlie rozpuścił ją jak dziadowski bicz. – Powinieneś zrobić jej dziecko, czy tego chce, czy nie.

– Ba, żeby wszystko było takie proste! – westchnął Charlie.

– A co, bierze pigułki?

– Nie przypuszczam. – Charlie nie zastanawiał się dotąd nad takimi sprawami, ale nie brał nawet pod uwagę ewentualności, że Barbie mogłaby go oszukiwać. Może po prostu na razie nie chciała mieć dziecka i kiedy nie była zbyt leniwa, aby wyjść z łóżka, co na szczęście nie zdarzało się zbyt często, używała krążka. Taka „kontrola urodzin” siłą rzeczy nie mogła być skuteczna, więc Charlie coraz bardziej niepokoił się brakiem zauważalnych wyników. Sama się zresztą kiedyś zdziwiła, że po tak długim czasie współżycia, często bez środków zabezpieczających, dotąd nie zaszła w ciążę! – Nie wiem dlaczego, ale jakoś nam nie wychodzi.

Robił wrażenie zniechęconego, więc Mark zapragnął okazać mu troskę i współczucie. Wiedział, jak bardzo Charlie pragnął dziecka i nie miał wątpliwości, że byłoby to najlepsze rozwiązanie tak dla niego, jak i dla Barbie.

– Może nie robicie tego we właściwym czasie? Spytaj swojego lekarza.

Sam nie orientował się zbyt dobrze w tych sprawach, czego najlepszym dowodem było, że jego pierwsza córka została poczęta na tylnym siedzeniu samochodu, kiedy miał ledwie dziewiętnaście lat. Druga urodziła się dziesięć miesięcy później. Po jej przyjściu na świat żona poddała się zabiegowi podwiązania jajowodów, a obecna przyjaciółka Marka brała pigułki antykoncepcyjne. Mark słyszał o istnieniu dni płodnych i niepłodnych, ale nie był pewien, czy Charlie o tym wie.

– Robimy to według kalendarzyka, jaki widziałem w książce – zapewnił Charlie. – W takim razie może powinieneś po prostu odpocząć? Oboje jesteście młodzi i zdrowi, więc prędzej czy później, co ma przyjść, to przyjdzie.

– Może i tak… – mruknął Charlie, ale poglądy wygłaszane przez przyjaciela wprawiały go w coraz większe przygnębienie.

– A co, myślisz, że z tobą jest coś nie w porządku? – zaniepokoił się Mark.

– Nie wiem.

– Smutek w spojrzeniu Charliego poruszył Marka do głębi. Na pocieszenie poklepał go po ramieniu i zamówił następne dwa piwa. Starał się, aby ten wieczór przebiegł w przyjaznej atmosferze.

– Przechodziłeś może w dzieciństwie świnkę albo w młodości trynia? – zagadnął, ale Charlie zaprzeczył. Mark był wyraźnie zatroskany o swego młodego przyjaciela.

– Posłuchaj, moja siostra i szwagier też mieli takie kłopoty. Byli od siedmiu lat małżeństwem i nie mogli doczekać się dzieci. Na szczęście w San Diego, gdzie mieszkają, trafili na świetnego doktora. Siostrze zapisał chyba jakieś pigułki czy zastrzyki hormonalne, a co szwagrowi nie wiem, wiem za to na pewno, że przez jakiś czas musiał nosić kostki lodu w majtkach. Niezłe, co? A potem ani się obejrzeli, jak dorobili się trójki dzieci, dwóch chłopaków i dziewczynki. Pogadam z siostrą i kiedy się znów spotkamy, podam ci nazwisko tego doktora. Zdarł z nich jak Cygan za matkę, ale warto było.

Charlie się uśmiechnął, gdy wyobraził sobie szwagra Marka z kostkami lodu w kalesonach. Zanim przyniesiono im zamówione piwo, obaj już śmiali się serdecznie. Życie czasem wydawało się całkiem sympatyczne, zwłaszcza gdy od czasu do czasu można było spędzić taki miły wieczór z przyjacielem. Charlie kochał żonę, ale wiedział, że nie może rozmawiać z nią o tym, co było ważne dla niego. Ona miała zupełnie inne zainteresowania, natomiast z Markiem wiele go łączyło i wysoko cenił sobie jego przyjaźń.

– Prawdę mówiąc, nie jestem pewien, czy chciałbym nosić lód w gaciach!

– No, wiesz, jeśli tylko to ma pomóc…

– Szkoda, że nie ożeniłem się z tobą! – zaśmiał się Charlie. – Podobają mi się twoje poglądy na posiadanie dzieci.

– No, bo one są w życiu najważniejsze. Dowiem się o nazwisko tego lekarza – powtórzył z uporem.

– Kiedy ja wcale nie wiem, czy coś ze mną nie w porządku, czy może nie próbowaliśmy dostatecznie długo? Naprawdę po ważnie zacząłem się martwić mniej więcej od czerwca, bo wszyscy mówią, że w normalnych małżeństwach w ciągu roku powinno dojść do ciąży.

– To co ci szkodzi sprawdzić? A nuż facet powie, że jesteś w życiowej formie i dopiero wtedy poczujesz się jak prawdziwy ogier? Przyjedziesz do domu, obalisz babę na dywan i bingo! Od ręki zrobisz jej dzieciaka. Właściwie taki doktor potrzebny ci jest po to, żeby cię trochę podbudować.

– Ach, ty wariacie! – Charlie był bardziej wzruszony troską przyjaciela, niż umiał to okazać.

– Niby ja mam być wariatem? Ciekawe! Chyba nie ja puszczam swoją żonę samą do Las Vegas!

– Może i tak… – Charlie się uśmiechnął. Już od dawna nie czuł się tak dobrze, tym bardziej że gdy dopijali piwo – Metropolitans akurat wygrywali.