Wielokrotnie próbowała wyjaśnić Judi, dlaczego czuła się winna. Było jej głupio siedzieć w domu, malować sobie paznokcie, wydzwaniać do agenta czy umawiać się z Judi na lunch, pod czas gdy Charlie pracował ciężko, aby ją utrzymać. Judi ze swej strony uważała, że to najzupełniej w porządku i przekonywała ją, że powinna się z tego cieszyć. Barbie zresztą odpowiadała taka sytuacja. Po latach zarabiania na chleb w charakterze piosenkarki rewiowej czy kelnerki, a w Las Vegas nawet na stacji benzynowej, kiedy nie miała innych możliwości – teraz czuła się jak prawdziwa dama.

Starała się być miła dla Charliego, choć wciąż jeszcze nie mogła przywyknąć do stanu małżeńskiego. Niełatwo przychodziło jej tłumaczyć się przed mężem, gdzie była, co robiła, czy też siedzieć w domu, zamiast iść na imprezę. Tęsknota za panieńskimi czasami odzywała się w niej najsilniej, kiedy spotykała się z dawnymi koleżankami, które chwaliły się, co teraz robią. Kiedy jednak po tych spotkaniach wracała do domu – czekał na nią Charlie, jak zawsze czuły i wierny. Trudno byłoby nie kochać kogoś takiego, choć Barbie wolałaby, aby ją bardziej podniecał. Nie mogła jednak spodziewać się po nim rzeczy niemożliwych, za to wiedziała, że zawsze może na niego liczyć. Chwilami nawet przerażało ją, że nigdy się od niego nie uwolni, choć właściwie dla czego miałaby to zrobić?

O siódmej kolacja była już gotowa, a stół nakryty. Charlie wziął prysznic, przebrał się w niebieski garnitur i wyjął z szuflady prezent przygotowany dla Barbie. Szampan chłodził się w lodówce. O wpół do ósmej włączył telewizor, a o ósmej pieczyste już zaczynało się przypalać po brzegach. O dziewiątej wpadł w popłoch, bo zaczął podejrzewać, że coś się musiało przydarzyć. Dziewczęta miały pewnie wypadek, bo Judi kiepsko prowadziła samochód. Zadzwonił do niej, ale nikogo nie było w domu. Wykonał powtórny telefon o wpół do dziesiątej i nagrał się na automatyczną sekretarkę. Dopiero o dziesiątej Judi podniosła słuchawkę, ze zdziwieniem rozpoznając głos Charliego.

– Gdzie jest Barb? – zapytał od razu. – Nic się jej nie stało?

– A co się jej miało stać? Dopiero co ode mnie wyszła. Powinna lada chwila być w domu. Czemu tak panikujesz?

W głosie Judi przebijało rozdrażnienie, więc Charlie dopiero teraz zaczął się denerwować.

– Czym ona dostanie się do domu? – W duchu martwił się już, dlaczego Judi jej nie odwiozła.

– Wzięła taksówkę. Może nie pojedzie od razu do domu, ale na pewno w końcu dotrze. W każdym razie jeszcze nie zdejmuj koszuli. Ależ ty ją krótko trzymasz!

– Dziś jest nasza rocznica ślubu.

– Och… przepraszam! – mruknęła Judi.

A więc tak, jak się domyślał, dziewczyny wstąpiły gdzieś na kielicha i po paru drinkach zatraciły poczucie czasu. Opamiętały się dobrze po wpół do dziesiątej.

– Dziękuję – odpowiedział i odwiesił słuchawkę. Wyłączył piekarnik i pomyślał rozdrażniony, że też Barbie nie miała już kiedy wypuścić się z koleżankami na miasto. Akurat dzisiaj, w rocznicę ich ślubu? Dlaczego właściwie jej nie uprzedził? Czy myślał, że zaimponuje jej szampanem i domową pieczenią? Dużo prościej wyszłoby, gdyby powiedział jej, co szykuje. Taką nie przewidywalną dziewczynę trudno czymkolwiek zaskoczyć.

O dziesiątej czterdzieści pięć usłyszał szczęk klucza w zamku. Oglądał właśnie wiadomości i aż podskoczył, kiedy niespodziewanie stanęła w drzwiach. W czółenkach na wysokich obcasach i obcisłej czarnej sukience wyglądała szalenie seksownie.

– Gdzie byłaś? – spytał z niepokojem. – Przecież ci mówiłam, że robiłam zakupy razem z Judi.

– Przez jedenaście godzin? Czemu nie zadzwoniłaś? Byłbym wyjechał po ciebie.

– Nie chciałam sprawiać ci kłopotu, kochanie! – Cmoknęła go w policzek i dopiero wtedy zauważyła nakryty stół. Zaskoczona, ale i z pewnym poczuciem winy, spytała: – A co to ma znaczyć? Dla kogo to przygotowałeś?

– No, przecież dziś jest rocznica naszego ślubu! – wyjąkał nie śmiało. – Chciałem zrobić ci niespodziankę, ale widzę, że tylko się wygłupiłem.

– Och, Charlie… – Łzy napłynęły jej do oczu. Jeszcze podlej się poczuła, kiedy mąż nalał szampana i wyjął z piekarnika przy paloną pieczeń wołową z jorkszyrskim puddingiem.

– Trochę się spiekło… – Uśmiechnął się głupkowato.

Ale Barbie roześmiała się głośno i serdecznie go ucałowała.

– Za to ty jesteś wspaniały! – oświadczyła całkiem szczerze. – Przepraszam cię, najdroższy. Powinnam była pamiętać. Zachowałam się okropnie.

– Nic takiego się nie stało. Na przyszły rok będę pamiętał, że by się z tobą z góry umówić. Zaproszę cię do jakiejś wytwornej restauracji, na przykład do Chasena.

– To też wygląda super! – Wprawdzie kolacja raczej nie nada wała się już do konsumpcji, ale Barbie chętnie napiła się szampana. Wypiła już cośkolwiek wcześniej, i to więcej niż „parę drinków”, ale nie miała nic przeciwko orzeźwiającemu płynowi z bąbelkami. Nie minęło dużo czasu, a już jej czarna sukienka leżała na podłodze wraz z niebieskim garniturem Charliego. Wśród igraszek miłosnych na kanapie Charlie szybko zapomniał o przypalonej pieczeni.

– Och!… Och! – jęczał z rozkoszy, kiedy oboje osiągnęli szczyt uniesienia. Barbie ze śmiechem sprowokowała go, aby to zrobili jeszcze raz i zanim ostatecznie udali się do sypialni – minęła trzecia. Spali aż do południa, a i tak Barbie obudziła się z koszmarnym bólem głowy. Ledwo widziała na oczy, kiedy Charlie podniósł żaluzje, i wtedy przypomniał sobie o prezencie, który miał ofiarować jej wczoraj. Przyniósł pudełeczko od Żale. Leżała jeszcze w łóżku, skarżąc się na ból głowy.

– Właściwie nie wiem, dlaczego tak lubię szampana? – utyskiwała. – Następnego dnia czuję się, jakby w głowie waliły mi młoty parowe!

– Podobno to przez te bąbelki. Chyba ktoś mi tak powiedział. – On nigdy nie wypił aż tyle szampana, by potem odczuwać z tego powodu jakieś dolegliwości. Jej natomiast zdarzało się to częściej. Nie umiała oprzeć się pokusie, jaką niosła ze sobą butelka płynu z bąbelkami.

– A co to takiego? – Powoli rozdzierała papier, spod którego wyłaniało się małe pudełeczko. Spoglądała przy tym spod oka na Charliego, leżąc w całej glorii swojej nagości. Widok jej pięknego ciała niewiarygodnie go podniecał, nie mógł od niej oderwać oczu ani rąk.

– To dla ciebie z okazji rocznicy, ale jeśli zaraz tego nie otworzysz, pomogę ci! – Nie wytrzymał. Działała mu na zmysły tak przemożnie, że patrzenie na nią sprawiało mu wprost fizyczny ból. Na szczęście Barbie w końcu dobrała się do wnętrza pudełka i znalazła tam pierścionek, który ją tak zachwycił, że aż pisnęła z radości. Po raz pierwszy w całym jej życiu ktoś był dla niej taki dobry, choć jeszcze nie do końca potrafiła mu zaufać – zbyt wielu urazów doznała w przeszłości! Zawsze jednak czuła się winna, kiedy Charlie okazywał jej tyle względów.

– Przepraszam cię za wczorajszy wieczór! – wyszeptała. Po woli przekręciła się na bok, aby znaleźć się bliżej niego, a wtedy Charlie zapomniał o całym świecie z wyjątkiem jej nóg, ud, bioder i zupełnie wyjątkowych piersi, które go zawsze zadziwiały.

Nie wychodzili z łóżka aż do drugiej po południu. Potem wzięli razem prysznic i znów się kochali. Charlie zaczął ten dzień w świetnej formie i w dużo lepszym humorze.

– W gruncie rzeczy fajnie nam wypadła ta rocznica, chociaż nie od razu się rozkręciło! – wyznał z uśmiechem, kiedy przebierali się do kolacji. Planowali spotkanie z przyjaciółmi, a potem ewentualnie kino.

– Też tak sądzę – zgodziła się z nim, patrząc z zachwytem na pierścionek. Pocałowała Charliego, ale przy tym zauważyła, że ociąga się, jakby chciał ją o coś zapytać, tylko się krępował. – Co się tak czaisz? Zaraz pewnie powiesz: „Ech, to nic takiego… Zresztą, nieważne”.

Roześmiał się, zadowolony, że tak bezbłędnie go rozszyfrowała. – No więc o co ci chodzi? Przecież widzę, że masz coś na końcu języka! – Próbowała mu pomóc, wciskając się w czarną skórzaną minispódniczkę. Do tego założyła czółenka na niebotycznych obcasach i sięgnęła do szafy po sweterek. Blond włosy upięła w wysoką fryzurę, dzięki czemu przypominała bardziej zaokrągloną i zmysłową wersję Oliwii Newton-John. Nieraz porównywał ją do tej aktorki. Charlie był młodym, przystojnym mężczyzną, a jednak obok Barbie wyglądał jak wyjęty z zupełnie innej bajki.

– A skąd wiesz, że chcę cię o coś zapytać? – sondował ostrożnie. Czasem krępował się ujawniać przed nią swoje uczucia.

– No, jazda, wal! – Kto jak kto, ale ona nie należała bynajmniej do wstydliwych, kiedy stała przed nim w czarnym sweterku opinającym obfity biust. Chciał zadać jej to pytanie jeszcze wczoraj, między wręczeniem upominków a upojnymi chwilami w łóżku lub nawet po nich. Wydarzenia wczorajszego wieczoru odbiegały jednak nieco od z góry przyjętego planu, bo kochali się przez całą noc, nie zawracając sobie głowy kolacją.

– Śmiało, co to takiego? – Naciskała z taką niecierpliwością, że aż go trochę wystraszyła. Bał się zadać to pytanie w niewłaściwym momencie, aby się nie rozzłościła. Ona ze swej strony do myślała się, że dotyczy kłopotliwego dla niej tematu, który jednak wiele dla niego znaczył.

– Nie jestem pewien, czy to odpowiedni moment… – usiłował grać na zwłokę.

– Moja mama zawsze mawiała: „Kiedy powiedziałeś A, musisz powiedzieć B”. No więc co tam trzymasz w zanadrzu?

Usiadł na łóżku, próbując dobrać właściwe słowa. Nie chciał jej rozdrażnić, tym bardziej że znał jej opinię na ten temat. Sprawa jednak była na tyle dla niego ważna, że chciał przynajmniej spróbować o tym porozmawiać.

– Nie wiem, jak ci powiedzieć, ile to dla mnie znaczy, Barb – zaczął. – Ale ja… naprawdę chciałbym, żebyśmy mieli dziecko!

– Co takiego? – Prychnęła na niego jak rozgniewany kot, którego nawet przypominała w czarnym sweterku z angory. – Przecież wiesz, że nie mam zamiaru zakopać się w pieluchy. Przynajmniej nie teraz, kiedy mam już prawie zaklepaną rolę w reklamie. Gdybym teraz zaszła w ciążę, szlag trafi całą moją karierę, a ja będę mogła najwyżej sprzedawać szminki u Neimana i Marcusa jak Judi.