– A niby dlaczego? W dzisiejszych czasach wielu mężczyzn w twoim wieku, a nawet starszych, po raz drugi zakłada rodzinę.

– Ależ ja się starzeję z minuty na minutę! – Próbował żartować, ale po oczach Pilar poznał, że przechodzi teraz poważny kryzys. – Od jak dawna o tym myślisz?

– Sama dobrze nie wiem – wyznała szczerze. – Chyba przyszło mi to na myśl po raz pierwszy od dnia naszego ślubu. Najpierw namieszali mi w głowie ci klienci, którzy wynajęli matkę zastępczą. Z jednej strony dziwiłam się, jak można z taką determinacją walczyć o dziecko, którego w życiu nie widzieli, a z drugiej strony częściowo ich rozumiałam. Nie wiem, może na stare lata zaczynam dziwaczyć? A już ciąża Nancy była dla mnie prawdziwym wstrząsem. Przywykłam uważać ją za dziecko, a teraz wydała mi się taka pogodna i zadowolona z siebie, jakby wreszcie odnalazła sens życia. Może więc to ja zgubiłam po drodze coś ważnego? Może nie wystarczy być dobrym prawnikiem, porządnym człowiekiem, kochającą żoną i macochą, ale do szczęścia potrzeba własnych dzieci?

– O rany! – westchnął, bo w jej obecnym stanie ducha nie od ważyłby się nawet powiedzieć, że nie ma racji. Uważał jednak, że jest już za późno na dzieci. – Nie mogłaś pomyśleć o tym wcześniej?

Spojrzała na niego z powagą, wkładając w to spojrzenie całą duszę.

– A gdybym doszła do wniosku, że nie mogę żyć bez dziecka, chciałbyś je mieć?

Zadanie tego pytania dużo ją kosztowało, ale musiała wiedzieć, na czym stoi i czy ma jakąś alternatywę. Nawet gdyby od powiedział odmownie, musiałaby się z tym pogodzić, bo kochała go nade wszystko, ale już zaczynała poważnie myśleć, że mogłaby urodzić jego dziecko.

– Nie wiem – wyznał szczerze. – Nie myślałem o tym od dawna. Musiałbym się nad tym poważnie zastanowić.

Uśmiechnęła się z ulgą, zadowolona, że nie odmówił od razu. Dawało to jej jakąś szansę, a tak czy owak, oboje musieli się po ważnie zastanowić nad wynikającą stąd odpowiedzialnością i nieuniknionymi utrudnieniami w życiu. Pilar zaczynała coraz bardziej wierzyć, że gra jest warta świeczki.

– No to myśl szybko. – Roześmiała się na widok jego żałosnej miny.

– A dlaczego?

– Bo ja się starzeję z minuty na minutę.

– Och, ty łotrzyco! – Pocałował ją namiętnie w usta, a potem jeszcze raz, z większą czułością. Stopniowo oboje zaczęli odczuwać podniecenie, siedząc na tarasie w promieniach słońca. – Wiedziałem, że stanie się coś strasznego, kiedy zmusiłem cię, że byś za mnie wyszła. Szkoda, że nie wiedziałem tego trzynaście lat temu. Zmusiłbym cię do ślubu znacznie wcześniej i od tego czasu urodziłabyś mi tuzin dzieci!

– Zobaczymy! – Wyprostowała się na jego kolanach, patrząc mu w oczy rozmarzonym wzrokiem. – Mam dopiero czterdzieści trzy lata… Może wycisnęłoby się jeszcze ze sześcioro albo siedmioro…

– Będzie cud, jeśli przeżyję jedno! – zaprotestował żartobliwie. – Ale pamiętaj, że jeszcze się nie zgodziłem. Muszę to przemyśleć…

Udając, że mu ustępuje, wstała i wzięła go za rękę.

– Wiesz co, Brad? Mam świetny pomysł, co możemy zrobić, zanim to przemyślisz. Chodź…

Śmiał się, gdy powoli prowadziła go do sypialni. Zawsze jej ulegał, podobnie jak ona jemu.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Po badaniu Diana usiadła na fotelu ginekologicznym. Odwiedziła tego lekarza w celu wykonania corocznych badań kontrolnych. Polecił go jej szwagier. Jack uważał jednak Arthura Jonesa za świetnego specjalistę mimo jego młodego wieku.

– Wygląda mi to wszystko bardzo ładnie – orzekł ginekolog z uśmiechem. – Czy ma pani jakieś dolegliwości, na przykład guzki, wypryski, nietypowe bóle lub krwawienia?

Za każdym razem Diana przecząco potrząsała głową. Czuła się nieszczęśliwa, gdyż przed tygodniem miała okres, co oznaczało, że nadal nie jest w ciąży.

– Nic mi nie dolega poza tym, że od jedenastu miesięcy próbuję zajść w ciążę i nic z tego nie wychodzi – oświadczyła.

– Może za ostro pani próbuje? – zażartował doktor, zupełnie jak jej siostry. Wszyscy znajomi powtarzali podobne głupstwa, w rodzaju „nie myśl o tym”, „nie przejmuj się”, „za bardzo się starasz” i tym podobne. Gdyby wiedzieli, jakie męki przeżywała co miesiąc, kiedy wychodziło na jaw, że znowu się nie udało! Miała dwadzieścia osiem lat, mężatką była już od roku, kochała swojego męża i swoją pracę, więc do szczęścia brakowało jej tylko dziecka.

– Niecały rok? To jeszcze nie tak długo. – Doktor próbował ją pocieszyć.

– Dla mnie to już wieczność! – Westchnęła ze smutnym uśmiechem.

– A co na to pani mąż? Czy też się martwi?

Nasunęło to Dianie przypuszczenie, że może lekarz wie o czymś, czego ona nie wiedziała. Wiadomo przecież, że niektórzy mężczyźni niechętnie przyznają się swoim partnerkom do grzechów przeszłości. Może dawniej miał jakieś problemy zdrowotne, na przykład przechodził choroby weneryczne?

– Powtarza mi ciągle, żebym się nie przejmowała, bo prędzej czy później na pewno się uda.

– To pewnie ma rację – potwierdził z uśmiechem doktor Jones. – A jaką pracę mąż wykonuje?

Najwyraźniej chciał ustalić, czy nie ma w pracy do czynienia ze szkodliwymi substancjami chemicznymi, co mogłoby mieć wpływ na jego płodność.

– Jest radcą prawnym w sieci przedsiębiorstw rozrywkowych – wyjaśniła.

– A pani jest dziennikarką, prawda? – Gdy przytaknęła, dodał: – A więc oboje wykonujecie dość stresującą pracę, co również może mieć wpływ na wasz rytm biologiczny. Musicie państwo jednak zrozumieć, że jedenaście miesięcy to nie jest szczególnie długi okres. W wielu małżeństwach już po roku dochodzi do ciąży, ale niektóre pary potrzebują na to więcej czasu. A gdy byście się tak państwo wybrali gdzieś na małe wakacje? Może zmiana otoczenia dobrze wam zrobi.

– To się świetnie składa, bo właśnie wybieramy się na tydzień do Europy! Może akurat tego nam trzeba?

Mówiła to z nadzieją w głosie, ale doktor zauważył niepokój w jej oczach.

– Wie pani co? – zaproponował. – Jeśli po powrocie z Europy nadal nie będzie pani w ciąży, zaczniemy dokładniejsze badania. Sam wykonam pewne testy albo skieruję panią do specjalisty. Znam kogoś takiego, kogo mogę z czystym sumieniem polecić. Doktor Aleksander Johnston jest od nas trochę starszy, ma nie co konserwatywne poglądy, ale naprawdę zna swój fach i na pewno nie zleci badań, które nie są niezbędne. Pani szwagier z pewnością go zna.

– Dziękuję, chętnie skorzystam! – Diana się ożywiła. Liczyła, że wyjazd do Europy jej pomoże, ale gdyby nic nie dał – po zostawała nadzieja, że ma się do kogo zwrócić.

Podziękowała doktorowi za krzepiące słowa i wróciła do pracy. Wieczorem opowiedziała o wszystkim Andyemu. Nadmieniła, że mogłaby zapytać Jacka o zdanie na temat specjalisty, którego polecił jej doktor Jones. O dziwo, Andy zareagował złością na te rewelacje.

W pracy miał ciężki dzień, a w domu miał już dość żądań Diany, aby współżyli na komendę, w określone dni i godziny. Denerwowały go jej histeryczne reakcje na kolejny okres. Uważał, że skoro oboje są młodzi, zdrowi i pochodzą z wielodzietnych rodzin, to prędzej czy później dochowają się całej gromadki dzieci. Natomiast jej ciągłe pretensje i jęki na pewno nie polepszały sytuacji.

– Och, daj mi nareszcie spokój! – wybuchnął. – Potrzeba nam odpoczynku, a nie jakiegoś pieprzonego specjalisty. Przestałabyś w końcu wiercić mi dziurę w brzuchu!

– Och, przepraszam… – W jej oczach wezbrały łzy, które daremnie próbowała ukryć, odwracając głowę. A więc mąż nie rozumiał jej niepokoju, wręcz lęku o to, że któreś z nich ma jakiś feler. – Myślałam po prostu… no, myślałam, że taki specjalista mógłby nam pomóc!

Z płaczem wybiegła z pokoju, ale po chwili Andy podążył za nią.

– No już, maleńka… To ja przepraszam, ale jestem dziś tak zmęczony… Przez ostatnie tygodnie w firmie było urwanie głowy. Na pewno będziemy mieli dzidziusia, tylko przestań się ciągle zamartwiać!

Ta jej obsesja na punkcie dziecka zaczynała go jednak denerwować. Czasem odnosił wrażenie, że Diana albo nie ma innego celu w życiu, albo koniecznie chce rywalizować ze swymi siostrami.

– Doktor sądzi, że małe wakacje mogą nam pomóc… – zaczęła nieśmiało, nie chcąc go rozgniewać jeszcze bardziej. Andy tylko westchnął i mocniej przytulił ją do siebie.

– I ma rację! Wakacje są właśnie tym, czego nam trzeba. Tylko obiecaj, że przynajmniej przez jakiś czas nie będziesz ciągle myśleć o tym samym. Na pewno doktor też ci powiedział, że na razie nie dzieje się nic, co byłoby podejrzane.

– Rzeczywiście, tak powiedział.

– A widzisz!

Kiedy wieczorem się kładli, Diana wyglądała na spokojniejszą. Próbowała sobie wmówić, że niepotrzebnie się zadręcza, bo wszystko jest w najzupełniejszym porządku.

Chciała pocałować Andyego na dobranoc, ale on już spał, lekko pochrapując. Przyglądała mu się przez chwilę, zanim z powrotem opadła na poduszkę. Nigdy przedtem nie przypuszczała, że tak uporczywemu pragnieniu dziecka towarzyszy też dojmująca samotność. Chyba nikt poza nią, nawet Andy, nie był w stanie pojąć ogromu tej tęsknoty.

Wycieczka do Europy udała się nad podziw. Odwiedzili Paryż, zahaczyli o południe Francji i wstąpili do Londynu, by złożyć wizytę bratu Andyego. Jeśli podczas podróży doszło do poczęcia dziecka – najpewniej mogło się to zdarzyć w Monte Carlo. Za trzymali się tam w luksusowym Hotel de Paris i Andy żartował, że najlepiej jest robić dzieci pod błękitnym niebem Riwiery.

Wizyta u Nicka też wypadła wspaniale, przez cały czas świetnie się bawili. Dotychczas nie zdawali sobie sprawy, jak wyczerpujący tryb życia prowadzili w Los Angeles i jak bardzo potrzebowali takiego niezobowiązującego bycia we dwoje. Jadali w restauracjach, zwiedzali muzea i kościoły, a raz nawet wyskoczyli z Nickiem i jego dziewczyną do Szkocji na ryby. Do Los Angeles wrócili w czerwcu i mogli śmiało przyznać, że czuli się jak nowo narodzeni.