– No, a co to wszystko ma wspólnego z tobą? – Marina po wróciła do właściwego tematu. – Co cię gryzie, Pilar? Co mają znaczyć te pytania o dzieci? Jesteś może w ciąży albo chcesz wysondować, co myślę o aborcji?

– Nie. – Pilar ze smutkiem potrząsnęła głową. – Raczej próbuję cię wypytać, co myślisz o posiadaniu dzieci w ogóle, ale w ciąży nie jestem.

Nie była bynajmniej pewna, czy chciałaby zajść w ciążę, ale po raz pierwszy w życiu zachwiała się w swojej pewności, że nie chce mieć dzieci.

– Cóż, jeśli tego chcesz, uważam, że to byłoby dobre. A co myśli o tym Brad?

– Nie pytałam go, ale pewnie powiedziałby, że mi odbiło, i miałby rację. Zawsze byłam święcie przekonana, że nie chcę mieć dzieci, ale chyba głównie dlatego, by nie stać się taka jak moja matka.

– Taka sama na pewno byś nie była. Przecież stanowicie kompletnie odmienne typy!

– Chwała Bogu choć za to.

Marina nie w pełni potrafiła wczuć się w sytuacje opisywane jej nieraz przez Pilar. W jednym tylko zgadzała się ze swoją młodszą koleżanką – Jej rodzice w ogóle nie powinni byli mieć dzieci!

– Czy tylko to cię powstrzymywało? Obawa, by nie powielać wzorów wyniesionych z domu?

– W pewnej mierze tak, ale nie tylko. Po prostu nie czułam potrzeby macierzyństwa, ale widzisz, tak samo nie czułam też potrzeby wychodzenia za mąż, a teraz żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej.

– Szkoda czasu na rozważania co by było gdyby. Ciesz się dniem dzisiejszym i nie oglądaj się za siebie.

– Nawet nie próbuję. Po prostu czuję, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Tak, jakbym się nagle zmieniała.

– To jeszcze nic złego. Gorzej by było, gdybyś pozostawała sztywna i niereformowalna. Może to oznacza, że powinnaś zdecydować się na dziecko?

– A jeśli potem się okaże, że wcale tego nie chciałam, tylko po zazdrościłam Nancy? Albo że moja matka ma rację i urodzę jakiegoś potworka? – Podobne pytania można było mnożyć w nie skończoność, a na wszystkie nawet Marina nie znała odpowiedzi.

– A gdyby ciocia miała wąsy? – zdenerwowała się Marina. – Wszystkiego nie przewidzisz. Możesz tylko iść za głosem serca i starać się, żeby wszystko wyszło jak najlepiej. Jeśli teraz obudziła się w tobie chęć posiadania dziecka, to pomyśl o tym po ważnie, ale nie martw się na zapas. Gdyby wszyscy tak rozdzielali włos na czworo, ludzkość przestałaby się rozmnażać! – A ty? Jeśli tobie dzieci nie są potrzebne do szczęścia, to może i mnie nie?

– Nie bądź śmieszna! Przecież każda z nas jest inna i każda ma inne doświadczenia życiowe. Wokół mnie bez przerwy kręciły się jakieś dzieciaki, a ty miałaś do czynienia tylko z dwójką dzieci Brada, które zresztą były już duże, kiedy je poznałaś. Jesteś mężatką, którą ja nigdy nie byłam i dobrze mi z tym. Mogę swobodnie wybierać sobie znajomych i taki styl życia, jaki mi odpowiada. Tobie natomiast odpowiada szczęśliwe pożycie z Bradem, więc któregoś dnia możesz żałować, że nie miałaś z nim dzieci.

Pilar przez dłuższy czas w milczeniu wpatrywała się w piasek. Słowa przyjaciółki przyniosły jej pewną pociechę, ale nadal nie znalazła odpowiedzi na dręczące ją pytania. Podniosła więc wzrok na Marinę i spytała wprost:

– Mino, co ty byś zrobiła na moim miejscu?

– Przede wszystkim bym odpoczęła, bo widzę, że tego potrzebujesz. Potem poszłabym do domu i obgadała to z Bradem, ale tak, żeby nie przyciskać go do muru. On wcale nie musi mieć gotowych odpowiedzi na każde twoje pytanie. Czasem w życiu trzeba zaryzykować, oczywiście w rozsądnych granicach. Prędzej czy później i tak będziesz musiała skoczyć z tej trampoliny, więc uważaj, żebyś nie plasnęła brzuchem o wodę!

– Cóż za kwieciste porównania, łaskawa pani!

– Dziękuję. – Marina uśmiechnęła się do Pilar. – Gdybym była tobą, poszłabym na całość i urodziła dziecko, nie przejmując się tym głupim gadaniem o wieku. Wydaje mi się, że naprawdę tego chcesz, tylko boisz się przyznać.

– Może i masz rację – mruknęła Pilar.

Marina na ogół miewała rację, natomiast trudno było przewidzieć, jak Brad zareaguje na ten pomysł. Po raz pierwszy w życiu Pilar zetknęła się z bolesnym uczuciem pustki i przekonała się, że czyni to człowieka naprawdę nieszczęśliwym.

Więcej nie było już o czym rozmawiać, więc wróciły do samochodu, a w drodze do domu prawie się nie odzywały. Pilar wzięła sobie głęboko do serca słowa Mariny, teraz potrzebowała czasu, aby je jeszcze raz przemyśleć.

– Tylko się za bardzo nie przejmuj! – poradziła jej Marina na odjezdnym. – Sama będziesz wiedziała najlepiej, czego ci trzeba, wsłuchaj się w głos serca. Ono cię nigdy nie zawiedzie.

– Dziękuję, kochanie! – Wyściskała serdecznie Marinę i długo machała ręką za odjeżdżającym samochodem. Przyjaciółka była nieoceniona jako powiernica. Do domu wróciła spacerkiem, uśmiechając się po drodze.

Brad był już w domu. Opalony i wypoczęty, odkładał właśnie na miejsce kije golfowe. Wylewnie przywitał się z żoną.

– Gdzieś się podziewała? Myślałem, że Nancy miała dziś przyjść do nas. – Objął Pilar ramieniem i pocałował ją, a potem wyszli razem na taras.

– Była, ale już poszła. Zjadłyśmy razem lunch, a dopiero po jej wyjściu wybrałam się na spacer z Mariną.

– Ho, ho! – Przyjrzał się badawczo żonie, gdyż znał ją na tyle dobrze, że wiedział, co to oznacza. – Czyżby jakieś kłopoty?

– Co chcesz przez to powiedzieć? – Przekomarzała się z nim, dopóki nie posadził jej sobie na kolanach. Sprawiło jej to widoczną przyjemność, gdyż szalała za swoim mężem, podobnie jak on za nią.

– Wiem przecież, że bez powodu nie wyrywasz się nagle na spacer po plaży. Musisz mieć coś na wątrobie. Ostatnio nie mogłaś się zdecydować, czy przyjąć nowego wspólnika do zespołu; przedtem miałaś dylemat, czy zrezygnować z prowadzenia sprawy, w której węszyłaś jakieś kanty; a jeszcze wcześniej, czy wyjść za mnie, czy nie. To dopiero był długi spacer! – Roześmiała się, ale musiała mu przyznać rację. – A co sprowokowało ten dzisiejszy spacer? Czyżby Nancy wyrządziła ci przykrość?

Zdziwiłby się, gdyby tak było, bo teraz obie żyły w wielkiej przyjaźni. Lata wojny podjazdowej miały już dawno za sobą.

– A może coś ważnego wydarzyło się dziś w zespole? Pilar niedawno wygrała prestiżową sprawę w wydziale cywilnym sądu w Los Angeles. Brad był z niej dumny, ale wiedział, jak stresującą ma pracę i ile ważnych decyzji musi podejmować każdego dnia. W miarę możliwości starał się jej pomagać, ale nie mógł przecież podejmować za nią decyzji.

– Nie, nic takiego, wszystko w porządku – uspokoiła go. – A Nancy była dziś bardzo miła.

Nie wspomniała tylko, że Nancy bezwiednie zadała jej ból, bo dotarła do tych zakątków jej serca, o których istnieniu Pilar nawet nie wiedziała, a nawet jeśli czasami dawały znać o sobie, uznawała, że są bez znaczenia. Teraz nie była już tego taka pewna, ale nie wiedziała, w jaki sposób zreferować sprawę Bradowi. Z pewnością pomyśli, że zwariowała! Jednak Marina radziła po wiedzieć mu wszystko i chyba miała rację.

– Wiesz, to takie babskie sprawy – ciągnęła dalej. – Musiałam sobie to i owo poukładać, a kiedy przeszłam się po plaży z Mariną, trochę mi rozjaśniła w głowie, jak zawsze.

– I cóż ci takiego powiedziała? – O Marinie miał wysokie mniemanie, ale to on był mężem Pilar, uważał więc za swój obowiązek, by służyć jej dobrą radą.

– Tak mi głupio… – zaczęła.

Ku swemu najgłębszemu zaskoczeniu Brad ujrzał w jej oczach łzy. Teraz już nie wątpił, że musi mieć poważne kłopoty, bo niezmiernie rzadko traciła panowanie nad sobą.

– Oj, widzę, że to ciężka sprawa, i to akurat w sobotnie popołudnie! – Silił się na lekki ton. – Może teraz ja mam iść z tobą na plażę?

– Czemu nie? – Uśmiechnęła się, ocierając łzę, która pokazała się w kąciku oka.

Brad przytulił ją mocniej do siebie.

– Co cię martwi, kochanie? Nie możesz mi o tym powiedzieć? – Wiedział, że musiało stać się coś ważnego, bo inaczej nie alarmowałaby Mariny.

– Nawet gdybym powiedziała, i tak nie uwierzysz. To brzmi strasznie głupio.

– Mimo wszystko spróbuj. Codziennie słyszę tyle głupot, że zdążyłem już się do tego przyzwyczaić.

Umościła się więc wygodnie w jego objęciach, opierając długie nogi na jego nogach. Z twarzą przy twarzy męża zaczęła ściszonym głosem opowiadać:

– Nie jestem pewna, ale chyba Nancy dotknęła dzisiaj nie chcący mojego czułego miejsca. Do tej pory w ogóle nie wiedziałam, że mam coś takiego, dopóki nie zapytała, czy nigdy nie żałowałam, że nie miałam dzieci!

Dalszy ciąg utonął we łzach, a Brad był wyraźnie zdziwiony, bo nie przypuszczał, że może chodzić o taką sprawę.

– Zawsze byłam przekonana, że nie chcę mieć dzieci, ale już nie jestem. Nagle zaczęłam patrzeć zupełnie inaczej na te sprawy. A co, jeśli ona ma rację i kiedyś będę tego żałować? Potrzebna mi taka zgryzota na stare lata? A gdyby… – Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło, ale czuła, że musi to powiedzieć. – Gdyby tobie coś się stało, a ja nie miałabym nawet twojego dziecka?

Przez cały czas mówiła przez łzy, a Brad w osłupieniu potrząsał głową, bo oczekiwał wszystkiego, tylko nie tego. Pilar była ostatnią osobą, którą mógł posądzać o chęć posiadania dziecka.

– Mówisz poważnie? Naprawdę cię to martwi? – dopytywał się z niedowierzaniem.

– Myślę, że tak. A najgorsze by było, gdybym nagle postanowiła, że chcę mieć dzieci.

– Wtedy musiałabyś zadzwonić po straż pożarną, żeby mnie otrzeźwili zimną wodą z sikawki! Pilar, czy ty naprawdę poważnie myślisz o dzieciach? Dopiero teraz?

Przez ponad dwadzieścia lat Brad nawet nie myślał o płodzeniu potomstwa, a Pilar dawała mu jednoznacznie do zrozumienia, czego chciała.

– A co, uważasz, że jestem za stara? – spytała ze skwaszoną miną, ale on tylko się roześmiał.

– Nie ty, tylko ja. Przecież mam już sześćdziesiąt dwa lata i za kilka tygodni zostanę dziadkiem. Czy to nie śmieszne, żebym niedługo potem został młodym tatusiem?