– Mam ci coś do powiedzenia… – zagaiła Nancy z szerokim uśmiechem, pakując do ust kolejne kęsy ciasta z kremem.

– Ja tobie też. Jeśli będziesz częściej jadła takie desery, do świąt zabraknie ci podziałki na wadze – przestrzegła ją Pilar żartobliwie, choć z pewnym niepokojem.

Nancy wciąż nazbyt często zachowywała się jak mała dziewczynka. Teraz też spoglądała na macochę z szelmowskim uśmiechem psotnego dzieciaka, pochłaniając olbrzymie kawały tortu.

– Tak czy inaczej będę gruba – rzuciła ze złością, podczas gdy Pilar popijała kawę.

– Ach, tak! Może nawet wiesz dlaczego? Pewnie przez nadmiar słodyczy i wysiadywanie przed telewizorem. Mało razy ci mówiłam, żebyś rozejrzała się za jakąś pracą? Wiem, wiem, to nie mój interes, ale gdybyś zajęła się czymkolwiek, choćby działalnością charytatywną, to przynajmniej ruszyłabyś się z domu!

– Będę miała dziecko! – przerwała jej Nancy, uśmiechając się triumfalnie, jakby właśnie rozwiązała trudną zagadkę.

– Jesteś w ciąży? – Pilar zrobiła wielkie oczy, bo taka ewentualność w ogóle nie przyszła jej do głowy. Wciąż uważała pasierbicę za dziecko. Prawda jednak była taka, że Nancy miała już dwadzieścia sześć lat, tyle samo, co Pilar, kiedy poznała Bradforda, choć od tego czasu minęło prawie pół życia. Sama się potem dziwiła, dlaczego tak trudno jej było przyjąć do wiadomości ciążę Nancy.

– Już w trzecim miesiącu, termin mam wyznaczony na czerwiec! – poinformowała ją pasierbica. – Nie chcieliśmy ci nic mówić, dopóki nie upewniliśmy się, że wszystko jest w porządku.

– No, toś mnie zastrzeliła! – Pilar nigdy dotychczas nie interesowała się zbytnio dziećmi… no, może do dzisiejszego przed południa. – Cieszysz się, kochanie?

A może się nie cieszy, tylko boi? Pilar nie miała pojęcia, co czuje kobieta, która spodziewa się dziecka. Nie umiała ani nawet nie chciała sobie tego wyobrazić.

– Jeszcze jak, a Tommy wprost odchodzi od zmysłów! – Mąż Nancy miał dwadzieścia osiem lat i dobrą pracę w firmie IBM. Spełniał więc wszelkie warunki, aby być dobrym ojcem, ale Pilar i Brad wciąż traktowali ich jak dzieci. Nawet Todd, młodszy brat Nancy, sprawiał wrażenie dojrzalszego. – To naprawdę wspaniałe uczucie. Na początku trochę mnie mdliło, ale teraz czuję się świetnie.

Wylizała do czysta talerzyk po torcie, więc Pilar żartobliwie ją podpuściła:

– Może chcesz jeszcze?

– Pewnie! – przytaknęła całkiem serio.

– No wiesz? Ani mi się waż! Zanim urodzisz to dziecko, będziesz ważyła tonę!

– Nie mogę się już doczekać! – Nancy się roześmiała, więc Pilar pochyliła się, aby ją ucałować.

– Chwała Bogu, kochanie. Cieszę się za was oboje. Tatuś na pewno będzie zachwycony, to przecież jego pierwszy wnuk.

– Postanowiliśmy, że specjalnie wpadniemy do was w weekend, żeby mu to powiedzieć. Proszę cię, na razie nic nie mów, dobrze?

– Pewnie, że nie popsuję wam niespodzianki – obiecała Pilar, ale zaskoczyło ją, że ta sama dziewczyna, która początkowo od nosiła się do niej z taką niechęcią, właśnie jej jako pierwszej po wierzyła swoją tajemnicę. Po wyjściu z restauracji podążyły każda w swoją stronę. Pilar wróciła jeszcze do biura. Śmiać jej się chciało, znajomi pewnie pomyślą, że ona i Brad zamiast własnych dzieci sprawili sobie wnuczka! W końcu jednak zapomniała o niespodziance Nancy i zajęła się pracą.

Ten dzień dłużył się w nieskończoność, więc Pilar odetchnęła z ulgą, kiedy Brad przyjechał po nią i zaproponował kolację na mieście. Ucieszyła się, że nie będzie już dziś musiała gotować. Zjedli kolację w małej, cichej restauracyjce „U Louiego”, a Brad tryskał doskonałym humorem.

– Cóż ci się takiego przydarzyło? – spytała. Sama dopiero zaczynała się relaksować po ciężkim dniu, wypełnionym pretensjami klientów i nieznanymi dotąd uczuciami. Ciągle bowiem myślała o rozmowie z Nancy.

– Uporałem się z najdłuższą sprawą w historii sądownictwa! – pochwalił się Brad. – Tak mi teraz lekko na duszy, że mógłbym tańczyć!

Sprawa, nad którą ostatnio pracował, ciągnęła się już od dwóch miesięcy i zdążyła mu porządnie zaleźć za skórę.

– I na czym stanęło?

– Sąd uniewinnił oskarżonego i uważam, że dobrze zrobił.

– No, to facet na pewno się cieszy. – Przypomniała sobie własne przeprawy z czasów, kiedy występowała jako obrońca z urzędu.

– Ja też się cieszę – rzekł Brad z uśmiechem. – Przynajmniej sobie odpocznę. A tobie jak minął dzień? Pewnie też ciągnął się jak makaron?

– Mało tego, że się ciągnął, to jeszcze był jakiś dziwny. Miałam interesantów, którzy wplątali się w aferę z matką zastępczą. Facet zdurniał do tego stopnia, że zapłacił jakiejś małolacie, że by urodziła jego dziecko. Owszem, urodziła dziewczynkę, tylko że potem nie chciała oddać, a jemu groziło oskarżenie o gwałt z uwagi na jej wiek. Wprawdzie ten zarzut umorzono, ale sąd nie zezwolił mu nawet widywać małej. I wiesz, ci ludzie zachowywali się jakoś dziwnie. Z wielkim zapamiętaniem walczą o to dziecko i chociaż ani razu go nie widzieli, nadali dziewczynce imię Jeanne-Marie! Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że nie wiele można dla nich zrobić. Mogą najwyżej uzyskać prawo do widywania dziecka, nic więcej, chyba żeby ta młoda matka je zaniedbywała. Myślałam o nich przez cały dzień, ale trudno mi sobie wyobrazić, co tacy ludzie mogą czuć. Tak rozpaczliwie pragną dziecka, że nie cofają się przed niczym. Zrobił głupstwo, że zwrócił się w takiej sprawie do małolaty.

– Tak czy siak, miałby problemy, bo to nie są łatwe sprawy. Pamiętasz precedens „Baby M”? Mógłbym ci przytoczyć więcej takich przykładów. Nie wydaje mi się, aby matki zastępcze były dobrym rozwiązaniem.

– Dla niektórych owszem.

– Dlaczego? Czy nie mogliby zwyczajnie adoptować dzieci? Brad lubił rozmawiać z Pilar na tematy zawodowe, choćby miał się z nią spierać. Przypominało mu to lata, kiedy w sali rozpraw zajmowali miejsca po przeciwnych stronach stołu sędziowskiego. Zawsze cenił ją jako przeciwnika, więc chwilami żałował tamtych czasów.

– Nie wszyscy kwalifikują się na rodziców adopcyjnych. Nie którzy są za starzy, mają za niskie dochody, a i o dzieci do adopcji nie tak łatwo. Poza tym niektórym kandydatom na ojców za leży, aby dziecko było przez nich spłodzone. Ta kobieta, która dziś była u mnie, wręcz czuła się winna, że to z jej winy są bez dzietni!

– Myślisz, że jeszcze się odezwą?

– Nie przypuszczam, bo powiedziałam im szczerze, co myślę o tej sprawie, a im się to chyba nie spodobało. Nie ukrywałam, że postępowanie może się przewlekać, a ja nie mam na to wielkiego wpływu. Nie chciałam stwarzać złudnych nadziei, żeby nie przysparzać im cierpień.

– A co ci szkodzi, niech sobie marzą! – Roześmiał się, ale był zadowolony, że Pilar zawsze stara się postępować uczciwie.

– Musiałam być z nimi szczera. Oni tak rozpaczliwie pragną tego dziecka, chwilami aż trudno mi było ich zrozumieć.

Prawdę mówiąc, nie rozumiała także wielu innych rzeczy. Na przykład wylewnie manifestowanej radości Nancy z jej odmiennego stanu. Patrząc na nią, czuła się, jakby zaglądała z zewnątrz przez okno do czyjegoś rzęsiście oświetlonego mieszkania. Owszem, podobało się jej to, co tam widziała, ale nie czuła się z tym miejscem w żaden sposób związana. Przyjemność z posiadania dziecka była dla niej czymś kompletnie obcym. – Coś się tak zamyśliła? – zagadnął wesoło Brad, wyciągając do niej rękę przez stół.

– Bo ja wiem? Może na stare lata zaczynam filozofować? Czasem wydaje mi się, że zaczynam się zmieniać, co mnie trochę przeraża.

– Czyżby małżeństwo tak na ciebie działało? Jeśli tak, to i ja się zmieniłem. Czuję, że ubyło mi jakieś pięćdziesiąt lat!

W rzeczywistości skończył właśnie sześćdziesiąt dwa, ale i tak wszyscy pracownicy sądu zazdrościli mu kondycji. Przyjrzał się Pilar i dodał już poważniejszym tonem:

– A na jakiej podstawie sądzisz, że się zmieniasz?

– Czy ja wiem? – Nie mogła przecież powiedzieć mu o ciąży Nancy. – Jadłam dziś lunch z koleżanką, która spodziewa się dziecka. I nie masz pojęcia, jak się z tego cieszyła.

– A to jej pierwsze dziecko? – Kiedy przytaknęła, dodał: – No, to nie dziwię się, że tak to przeżywa. Każde dziecko jest cudem natury, choćby dziesiąte z rzędu. Nawet jeżeli na początku nie byłabyś tym zachwycona, same narodziny zawsze są jedyne w swoim rodzaju. A co to za dziewczyna?

– Pracuje u nas w kancelarii. Tak się złożyło, że spotkałam ją niedługo po wyjściu tych ludzi, którzy tak pragnęli dziecka, że aż posunęli się do czynów sprzecznych z prawem. Powiedz mi, skąd oni mogą wiedzieć, że tak bardzo potrzebują tego dzidziusia? Przecież to zobowiązanie na całe życie, z którego się nie można wycofać. Dlaczego ludzie robią takie rzeczy?

– Myślę, że to zupełnie naturalne i nie ma po co zadawać tylu pytań. Pewnie tobie łatwiej, bo wymigałaś się od tego.

Przez wszystkie lata, odkąd się poznali, Pilar nigdy nie wyrażała chęci posiadania dziecka. Jemu to nie przeszkadzało, bo miał własne. Oboje żyli pracą i swoimi zainteresowaniami, mieli własne grona przyjaciół, podróżowali do Los Angeles, Nowego Jorku czy Europy, ilekroć znaleźli na to czas i ochotę. Dziecko, nawet jeśliby nie uniemożliwiło, to na pewno utrudniło im taki tryb życia, ale Brad wiedział, że Pilar nigdy nie tęskniła za macierzyństwem.

– Skąd wiesz, że się wymigałam? – Spojrzała na niego przez stół.

– Czy to znaczy, że chcesz mi coś powiedzieć, Pilar? – zapytał ostrożnie, zaskoczony tym, co dostrzegł w jej spojrzeniu. Odczytał to jako pewien niedosyt, jakby poczucie niespełnienia. Trwało to jednak tylko chwilę. Doszedł więc do wniosku, że musiała być po prostu zmęczona.

– Chciałam ci powiedzieć, że pewnych rzeczy nie rozumiem. Ani tego, co tacy ludzie czują, ani dlaczego ja tego nigdy nie czułam.

– Może jeszcze poczujesz? – podsunął delikatnie, ale tym razem Pilar parsknęła śmiechem.

– Rzeczywiście, pewnie kiedy stuknie mi pięćdziesiątka! Myślę, że nawet teraz jest na to za późno. – Przypomniała sobie przestrogi matki.