Taktowna? Zwymyślanie generała trudno uznać za objaw taktu!

Wyszeptałam słowa podziękowania.

Pan Fernér mówił dalej:

– Otóż… – wyraźnie skrępowany z trudem dobierał słowa – panna Flora zachowała się niegrzecznie wobec Lity. Naopowiadała jej mnóstwo kłamstw.

– Nie dziwi mnie to wcale – przerwałam mu. – Twierdzi zapewne, że ją coś z panem łączy?

Pan Fernér spojrzał na mnie z przestrachem. Ja też przeraziłam się własnej szczerości.

– Tak – westchnął. – Nawet gorzej. Twierdzi, że jestem w niej zakochany do szaleństwa i obgaduję przy niej własną żonę. Że chciałem z nią uciec, lecz ona powstrzymała mnie przez wzgląd na Lite.

– Cała Flora! – rzuciłam szorstko. – Mnie też prawiła podłości o Marcusie. A on przecież jej nie znosi!

Pan Fernér westchnął.

– Jak mam przekonać Lite? – Pokręcił głową. – Wiesz, Annabello, jak bliski byłem, by ulec pokusie, lecz dzięki wam ustrzegłem się błędu. Między nami do niczego nie doszło! Kocham Lite, tylko ją, i nie chcę jej stracić. Mogłabyś z nią porozmawiać? Przemówić jej do rozsądku?

Zawahałam się. To nie moja sprawa… Ratować małżeństwo…

– Spróbuję – powiedziałam.

Fernér odetchnął z ulgą. Raptem przypomniał sobie o papierach, które trzymał w dłoni.

– Masz, Annabello – dodał – to dla ciebie. Przepisy mojej matki na potrawy z mięsa. Ona świetnie gotowała. Chcę, byś je zatrzymała.

– Ależ… Ja nie mogę…

– Bądź tak dobra! Wiele dla nas zrobiłaś.

Wzięłam zapisane odręcznym pismem arkusiki i przejrzałam je. Przepisy były wspaniałe.

– Dziękuję – zmieszałam się. – Nie powinien pan…

– Nie ma o czym mówić – przerwał mi. – Teraz są twoje.

Podziękowałam raz jeszcze. Rozległ się dzwonek wzywający na posiłek. Kiedy wyszłam, wszyscy czekali zgromadzeni przed jadalnią.

Marcus podszedł do mnie, wziął za rękę i obrzucił pytającym spojrzeniem. Nie mogłam mu wyjawić tematu mojej rozmowy z Fernérem, musiał powstrzymać ciekawość.

Poszukałam wzrokiem Lity Fernér, ale nigdzie nie było jej widać.

Do Fernéra zbliżyła się gospodyni. W ręce trzymała jakąś kartkę.

– Panna Flora zgubiła to, kiedy przed chwilą udawała się do swego pokoju – powiedziała. – Czy zechce pan jej to oddać?

Ci, co stali najbliżej, nie byli w stanie ukryć zdziwienia. Kartka wykonana była z takiego samego papieru jak ta, którą wręczono mi na ulicy. Ta ze słowem „Aldebaran”!

Pułkownik odebrał Fernérowi kartkę, rozłożył ją i zaczął głośno czytać, nie ukrywając podniecenia:

Mój gołąbku pocztowy!

Niedziela, ta sama pora, to samo miejsce, to samo przebranie. Inny posłaniec. Tym razem Ty masz odebrać wiadomość! Jeśli spiszesz się dobrze, nie minie Cię nagroda, tak jak ostatnio. Moja żona jest wciąż nieosiągalna! Twój C.

– C – zamyślił się brat pani Fernér. – To może oznaczać Cederwed.

Tak. Na imię ma Carl – dodał pułkownik.

Wszyty wstrzymali oddech. Ciszę przelała Marietta:

– Flora… Więc to ona donosiła. Nic dziwnego, że znali nasz każdy krok!

– Bzdura! – przerwał jej z irytacją ojciec. – Oskarżacie ją bezpodstawnie. Ktoś inny mógł zgubić tę kartkę. Na przykład ona… – spojrzał na mnie.

– Nie, panie generale – wtrąciła się gospodyni. – Panna Flora zgubiła tę kartkę. Widziałam. Annabella w ogóle nie wchodziła na schody!

Brat pani Fernér zwrócił się do mnie:

– Powiedziałaś, jak mi się zdaje, że byłabyś w stanie rozpoznać tę… ulicznicę, którą spotkałaś tamtej nocy? Czy to mogła być Flora Mørne?

– To niesłychane! – wybuchnął ojciec Marcusa.

Udałam, że nie słyszę jego uwagi.

– Trudno powiedzieć – zaczęłam – bo tamta kobieta miała mocny makijaż i była w przebraniu, chyba też w peruce. Lecz jej oczy… Te oczy najbardziej utkwiły mi w pamięci, chyba musiałam je widzieć wcześniej. Wprawdzie z Florą zetknęłam się na krótką chwilę, tu w tym domu, ale… – Zamyśliłam się. – Tak, to mogła być Flora – dokończyłam.

– Co za bezczelność, rzucać oskarżenia pod adresem tej biednej kobiety, która nawet nie może się bronić! – zagrzmiał generał.

– Spokojnie… – Pułkownik Lehbeck usiłował studzić rozpalone nastroje. – Najlepiej będzie, jak porozmawiamy z Florą Mørne osobiście i damy jej szansę złożenia wyjaśnień. Lub szansę obrony – dodał.

Wszyscy ruszyli schodami do pokoju Flory. Pułkownik Lehbeck zapukał. Nikt nie odpowiedział. Lehbeck zapukał ponownie. Cisza. Marietta pchnęła drzwi.

Stojący najbliżej weszli do środka i stanęli jak wryci. Zajrzałam do pokoju.

Flora leżała w poprzek łóżka. Na jej szyi zaciśnięta była pętla z cienkiego drutu.

Flora nie żyła.

ROZDZIAŁ IX

Zdarzenia potoczyły się szybko. Wezwano policjantów, którzy przybyli po dziesięciu minutach. Posłano służącą do mojej matki z wiadomością, że przez jakiś czas nie wrócę do domu. Wreszcie zgromadzono nas wszystkich w największym salonie domu Fernérów.

Komisarz stawiał najdziwniejsze pytania, ja jednak byłam zbyt wstrząśnięta, by śledzić tok jego rozumowania. Dopiero gdy zapytał o domniemany motyw zabójstwa, nadstawiłam ucha. Skierował to pytanie do każdego z nas, a zaczął od generała.

Ten surowy, oschły mężczyzna siedział skulony w krześle, wsparłszy dłonie o czoło. Wydarzenia ostatnich chwil zupełnie go załamały.

– Nie mogę pojąc, że ktoś żywił wobec niej złe zamiary – westchnął ciężko. – Taka wspaniała dziewczyna. Biedaczka, tyle się ostatnio wycierpiała! Nikt nie miał powodu, by nastawać na jej życie.

Jego córka była odmiennego zdania.

– Marietto Lehbeck, czy miała pani powody, by życzyć śmierci Florze Mørne? – zapytał komisarz.

– Setki – odpowiedziała krótko Marietta. Generał zesztywniał, a ona mówiła dalej: – Codziennie życzyłam jej śmierci. Ale jej nie zabiłam.

– A pan, pułkowniku Lehbeck?

– Zgadzam się z żoną. Panna Mørne zasługa na śmierć. Ja tego nie zrobiłem.

– Pani Fernér?

Lita Fernér była wśród nas. Siedziała z dala od męża.

– Gardziłam nią – stwierdziła zmęczonym głosem. – Próbowała odebrać mi męża i chyba się jej to udało. Przynajmniej głośno się tym chwaliła.

– Nie, to się jej nie udało – wtrąciłam szybko, a wszyscy spojrzeli na mnie ze zdumieniem. – Kłamała – dodałam i zamilkłam skrępowana.

Komisarz zwrócił się do Johana.

Młody oficer rozglądał się z roztargnieniem, po czym bezradnie rozłożył ręce.

– Ledwo ją znałem.

– Kilka dni temu spędziliście razem parę upojnych chwil w pokoju – powiedziała sucho Marietta.

– Och… – Johan zaczerwienił się. – To był niewinny flirt…

– Panie Fernér?

Fernér poruszył się nerwowo.

– To prawda – mruknął cicho – że panna Mørne proponowała mi romans. Odrzuciłem jej propozycję.

Brat pani Fernér nie znał Flory, wiedział jednak, że cieszyła się złą sławą w Sztokholmie. Chodziły po mieście pogłoski, że uwiodła najlepszego przyjaciela swego narzeczonego, zmuszając obu kochanków do pojedynku. Narzeczony zabił przyjaciela, a później odebrał sobie życie. Chwaliła się ponoć, iż obaj mężczyźni zabili się z miłości do niej.

Generał jęknął cicho. Znał tę historię, dotyczyła wszak jego syna Fredricka.

Przyszła kolej na Marcusa. Marcus źle wyglądał.

– Był pan zaręczony z panną Mørne, czyż nie? – spytał policjant.

– Nie, nigdy nie byłem z nią zaręczony – odrzekł zdecydowanie Marcus. – Nie powinno się mówić źle o zmarłych, ale muszę przyznać, że nienawidziłem jej bardziej niż kogokolwiek w tym pokoju.

– Nie rozumiem więc…

– Mój ojciec wymyślił parę miesięcy temu, że Marcus musi przejąć narzeczoną brata, by ratować honor rodziny. Marcus nigdy nie poprosił jej o rękę. Nie znosił jej, bo usiłowała go uwieść jeszcze przed śmiercią naszego brata Fredricka – powiedziała Marietta.

– Marietto! – Generał spojrzał na nią z przerażeniem.

– Tak wygląda prawda, ojcze – Marietta dzielnie wytrzymała wzrok generała. – Tyle że nigdy nie chciałeś jej przyjąć do wiadomości.

– Zgadza się – poparł ją pułkownik Lehbeck. – Na mnie też próbowała swych czarów.

– Ach, tak… – Komisarz drapał się po podbródku. – Ach, tak… – Nagle spojrzał ostro na Marcusa. – Więc porucznik Dalin miał istotny powód, by życzyć pannie Mørne śmierci.

– Wszyscy je mieliśmy – powiedziała Lita Fernér.

Komisarz spoglądał po zebranych z rezygnacją. W końcu odwrócił się do mnie.

– Pozostaje nam jeszcze panna Mårtensdotter. Pani też nie miała powodu, by lubić pannę Mørne?

– Nie, nie miałam powodu, by ją lubić – odrzekłam. – Nie miałam też powodu, by jej nienawidzić. Było mi jej nawet trochę żal.

Generał wstał i ruszył do drzwi. Komisarz usiłował go zatrzymać.

– Nikt stąd nie wyjdzie, póki nie skończymy – oświadczył.

– Znajdzie mnie pan w moim pokoju – odrzekł stanowczo generał i wyszedł, nie zaszczyciwszy policjanta spojrzeniem. Komisarz wzruszył ramionami z rezygnacją.

– Nigdy dotąd nie słyszałem tylu negatywnych opinii o ofierze – mruknął pod nosem, po czym podniósł głos i spojrzał na nas: – Utrudniacie nam państwo zadanie! Nikt nie usiłuje uwolnić się od podejrzeń. Wręcz przeciwnie! Zwykle jest jeden motyw, może dwa, w tej sprawie co najmniej tuzin!

– Chwileczkę – wtrącił Marcus. – Annabellę może pan wyłączyć ze śledztwa, cały czas była w gabinecie.

– O możliwościach dokonania zabójstwa porozmawiamy później – rzucił szorstko policjant. – Chcę zwrócić uwagę na fakt, że zabójstwo panny Mørne nie musi mieć związku z planowanym zamachem na króla. Niewiele osób wie o wizycie królewskiej. Ktoś mógł popełnić tę zbrodnię z innych, całkiem osobistych pobudek. Zgadzacie się państwo?

Przytaknęliśmy zgodnie.

– Jednakże udział panny Mørne w spisku jest więcej niż prawdopodobny – nie ustępował pułkownik Lehbeck.

– Sprawdzimy to. Chyba nawet wiem jak…

Komisarz zebrał wszystkich, którzy mieli coś wspólnego z wizytą królewską. Byli to pułkownik Lehbeck, Johan, Marcus, brat pani Fernér i starszy mężczyzna, którego nazwiska dotąd nie poznałam. Wezwano też generała Dalina. Pozostali właśnie zbierali się do odejścia, kiedy policjant przywołał i mnie. Zdziwiłam się, ale posłusznie wróciłam na swoje miejsce. Marcus usiadł obok i wziął mnie za rękę.